Zastanawiające jest także, że ciągle nie wyjaśniono szeroko pojmowanej inwigilacji dziennikarzy, roli funkcjonariuszy służb działających na naszą szkodę. Nikt nie chce zbadać tej sprawy, bo w niej są nie tylko ślady rosyjskie, ale przede wszystkim polskich służb, wzajemnych porachunków.
Fragmenty początku książki napisanej przez Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego „Afera podsłuchowa. Taśmy Wprost”.
Od wybuchu afery podsłuchowej próbuje się do dnia dzisiejszego zdyskredytować dziennikarzy za ujawnienie sprawy nielegalnych podsłuchów. Na początku tłumaczyłem, jakimi kłamstwami się posługiwano. Potem zrezygnowałem. Dzisiaj, przy aferze z e-mailami Dworczyka, warto pomyśleć, że jeśli się kiedyś używało pewnych argumentów, nie powinno dziwić, że teraz podobnie postępuje druga strona.
Na końcu jest apel do poparcia środowiska dziennikarskiego. Słusznie. Choć może to także czas na autorefleksję”, bo na razie to tylko broni się „swoich”. W ten sposób nie ma już jedności tam, gdzie powinna być, pomimo różnic. Skutki? Teraz służby i władza, każda (ta za PO-PSL, wcześniej SLD nie była lepsza), będą wykorzystywać słabość solidarności dziennikarskiej i pozostaje bezradność. Niezrozumiały jest dla mnie także brak zainteresowania, czy komputery trafiły do tajnej kancelarii w sądzie. Dlaczego nie dokonano binarnej kopii? Itd. Kolejne zaskoczenie to, jak informacja o tym wydarzeniu szybko znikła z jedynek mediów.
Rozumiem, że pobiegną teraz do firm pijarowskich i usłużnych im dziennikarzy, zasypią pismami procesowymi? Dostosuj się albo giń, prawda?
Nie kłamcie jak najęci, nie ma wolnych mediów, są tylko wolni dziennikarze. I nie zawsze mogą w pełni pokazać swoją wolność. Dziennikarze mogą oszukiwać sami siebie, jeśli jest to im wygodne. Ważne jest, żeby robić zawsze swoje i nie liczyć, że będzie lekko.
Oczywiście najciemniej jest pod latarnią. Dziennikarze, którzy krzyczą o mowie nienawiści, sami jej używają. I uchodzi im to bezkarnie. Nikt publicznie nie zwraca uwagi na to, jeśli ta mowa nienawiści dotyczy innych niż my. Obowiązuje zasada: bronimy tylko swoich, a reszta…
Czytam, że po filmie „Nic się nie stało”: „Temat przysechł. Czemu nie ma podbijania. Może bagno zatoczyło zbyt szerokie kręgi”. Odpowiadam. Pracuję nad drugą częścią „Nic się nie stało. Licencja na bezkarność”. Teraz ruszą do kontrataku. W sumie utworzą teraz koalicję z banksterami („Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack”).
Największym problemem dla dziennikarzy jest inwigilacja zlecana przez opisywanie lub pokazywane działalności pewnych osób i firm. Czemu ma służyć ta inwigilacja? Trzymanie ręki na pulsie, dokąd zmierza dziennikarskie śledztwo, i zbieranie haków na autorów publikacji.
Bartlomiej Sienkiewicz: „To nie redaktorzy "Wprost” nagrali tę rozmowę, ktoś im ją dał. Oni byli tylko paserami. Za to paserstwo dostali później najwyższe dziennikarskie nagrody.” Pojawili się kolejni paserzy, z Onet, panie Sienkiewicz. Dziennikarze po prostu robią swoje.
Istnieje taśma, która obciąża premiera Mateusza Morawieckiego - ustalili dziennikarze Onetu.
Nominacja Jarosława Szymczyka na komendanta głównego Policji była dla wielu zaskoczeniem, bo wcześniej był na liście do zwolnienia.
Czy służby zgadzały się, by ich informator zakładał nielegalne podsłuchy? Czy korzystanie z agentury, by prowadzić inwigilację bez pozwolenia sądu, to nowa metoda pracy służb?
Dziś wyrok sądu w sprawie afery podsłuchowej. Co udało się ustalić? Praktycznie nic. Dla mnie ciekawe są losy bohaterów afery podsłuchowej.
Mieliśmy świadomość, że były to nagrania nielegalne, co też wtedy napisaliśmy. Ale jest też wartość wyższa, czyli dobro publiczne, w której władza nie może liczyć na to, że dziennikarze będą ją chronić.
Przed warszawskim sądem ruszył dziś proces biznesmena Marka Falenty, jego współpracownika Krzysztofa R. oraz dwóch kelnerów oskarżonych w sprawie nielegalnych nagrań m.in. polityków PO w warszawskich restauracjach z lat 2013–2014. Jak z mojej perspektywy się wszystko zaczęło? Początek książki napisanej z Michałem Majewskim „Afera podsłuchowa. Taśmy Wprost”.