Nikt nie poszedł śladem pieniędzy i dlaczego milczy się o emailach Dworczyka. Zapiski z tygodnia
Przedstawiciele czarnej większości w ciągu trzech dekad zdążyli zaprzeczyć wszystkim wartościom, które głosili
4 lipca 2022, poniedziałek
Dziś Republiką Południowej Afryki rządzą byli bojownicy o zniesienie apartheidu, przedstawiciele czarnej większości. W ciągu trzech dekad zdążyli – głównie po odejściu Mandeli z urzędu prezydenta – zaprzeczyć wszystkim wartościom, które głosili. Poziom korupcji jest trudny do określenia, niebotyczny. Mógłbym o tym opowiadać godzinami – mówiąc w skrócie: po chwilowej euforii nadeszła epoka ogromnego rozczarowania. - mówi Michałowi Nogasiowi laureat Bookera, Damon Galgut na łamach dwumiesięcznika "Książki. Magazyn do Czytania"
I ciągnie dalej: „Nasz rząd działa w stanie całkowitego odklejenia od społeczeństwa, udaje, że nie zauważa zwiększających się problemów. Byli bojownicy Afrykańskiego Kongresu Narodowego wypłacają sobie z roku na rok coraz większe pieniądze, mają coraz więcej przywilejów, ale zapomnieli o swoich braciach i siostrach, o tych, w imię których walczyli. RPA potrzebuje natychmiastowej, radykalnej transformacji – nie widzę jednak na horyzoncie nikogo, kto chciałby lub byłby w stanie podjąć się takiego zadania. Do dziś nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że Afrykański Kongres Narodowy, który głosił rozwiązania socjalistyczne, gdy tylko doszedł do władzy, tak bezmyślnie i w zasadzie od razu zachłysnął się kapitalizmem. Nie sądzę, by przyszłość miała nam przynieść cokolwiek dobrego.”
Tutaj całość >>>
Wszystkie chwyty dozwolone. Afera Getback
5 lipca 2022, poniedziałek
Co czujesz, jak masz świeżo wydrukowaną, pachnącą farbą drukarską, swoją książkę? Zapytano, czy mam poczucie satysfakcji? Odparłem: „Nie. Ten projekt trwa tak długo, że pierwsza myśl to ulga, druga – jak i ile za książkę i film oberwę. Najważniejsze, że poszła w świat”. Książka i film nie mają epilogu. Dlaczego? Bo sprawa GetBack nie została zakończona. Nikt nie poszedł śladem pieniędzy, a to jest afera finansowa i o pieniądze chodzi, o czym niektórzy chyba zapomnieli.
Jak się atakowało dziennikarzy za aferę podsłuchową, nie dziwcie się niechęci do zajmowania się e-mailami Dworczyka
Od wybuchu afery podsłuchowej próbuje się do dnia dzisiejszego zdyskredytować dziennikarzy za ujawnienie sprawy nielegalnych podsłuchów. Na początku tłumaczyłem, jakimi kłamstwami posługiwano się. Potem zrezygnowałem. Chińskie przysłowie mówi: Jeśli wystarczająco długo będziesz siedzieć nad brzegiem rzeki zobaczysz ciało swojego wroga spływające jej nurtem. Dzisiaj, przy aferze z e-mailami Dworczyka, warto pomyśleć, że jeśli się kiedyś używało pewnych argumentów, nie powinno dziwić, że teraz podobnie postępuje druga strona.
Kłamstwo pierwsze: „wprost” trzyma z szantażystami
Za publikacjami „Wprost” stoją osoby powiązane z rosyjskimi kręgami biznesowymi. Uderzenie w rząd miało na celu osłabienie ministra, który bronił polskich interesów energetycznych – sugerował w trakcie czwartkowego wystąpienia premier Tusk. Tymczasem dziennikarze „Wprost” nigdy nie trzymali z szantażystami. Od samego początku uważaliśmy, że podsłuchiwanie najważniejszych polityków w państwie to patologia. I to niemała: nagrywanie dotyczyło kilkudziesięciu osób, trwało co najmniej kilkanaście miesięcy, a ostatnie rozmowy rejestrowano jeszcze w czerwcu tego roku. Wszystko wskazuje, że gdyby nie nasza publikacja, trwałoby do dziś. To zatem dziennikarze „Wprost” przerwali przestępcze działania szantażystów i uniemożliwił im grę taśmami. Nie tylko nie współdziałaliśmy więc z przestępcami, ale sparaliżowaliśmy ich działania. Nie wiem, dlaczego inne redakcje, które podobno miały nagrania, nie opublikowały tych materiałów ani nie powiadomiły opinii publicznej o ich istnieniu. Te pytania pewnie należałoby zadać przedstawicielom tych redakcji.
Od początku zależało nam na wyjaśnieniu, kto i dlaczego nagrywał. Jeszcze przed pierwszą publikacją poinformowałem o aferze szefa CBA, Pawła Wojtunika. Chciał też zaznajomić ze sprawą ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Niestety, szef MSW odmówił spotkania, mimo kilkukrotnych próśb o rozmowę. Po publikacji artykułów, przy zastrzeżeniu ochrony źródła informacji dziennikarskich, dostarczyliśmy prokuraturze całość nagrań, łącznie z fragmentami, które nie zostały przez nas upublicznione.
Kłamstwo drugie: publikacja bez sprawdzenia
Kolejne kłamstwo to sugerowanie, że „Wprost” chodzi na pasku szantażystów, bo opublikował całość materiałów. Zachował się więc jak „publikator”, a nie redakcja prasowa. Ten zarzut szczególnie chętnie formułowali niektórzy publicyści konkurencyjnych czasopism. W rzeczywistości nie publikowaliśmy całości posiadanych przez nas nagrań. Pominęliśmy wszystkie wątki prywatne, obyczajowe oraz niektóre elementy zniesławiające osoby trzecie, w tym polityków, którzy już nie żyją. Materiał był przez nas opracowywany redakcyjnie. W trybie nadzwyczajnym pracowało przy tym kilkanaście osób, w tym cały dział śledczy i polityczny. Sprawdzaliśmy autentyczność taśm, badaliśmy okoliczności spotkań. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku drugiej publikacji (sprzed tygodnia) odczuwaliśmy silną presję czasową. Z jednej strony szef rządu Donald Tusk a także szef NBP wzywali nas do natychmiastowego opublikowania całości nagrań. Do ich apelu dołączyły się też niektóre media, wielu komentatorów zarzucało nam, że dawkujemy wiedzę o nagraniach, a nawet że nimi manipulujemy. Z drugiej zaś strony – prokuratura i ABW próbowały nam siłą odebrać wszystkie nośniki z nagraniami.
Kłamstwo trzecie: nieetyczna publikacja
Nie należy publikować taśm nagranych z ukrycia, niezależnie od tego, co zawierają – powtarzali niektórzy. Afera taśmowa pokazuje jedną żelazną zasadę polskiej sceny politycznej: politycy i niektórzy publicyści zawsze popierają publikacje taśm nagrywanych potajemnie, wtedy gdy jest to dla nich korzystne, a oburzają się, gdy przekaz w nich uderza. Dzisiaj możemy to zaobserwować przy emailach Dworczyka.
Tymczasem nie kierowaliśmy się kalkulacjami politycznymi. Publikowaliśmy tego typu nagrania zawsze wtedy, gdy ujawniają one patologie życia publicznego. Ujawniliśmy taśmy z zamkniętej imprezy polityków PiS, chwilę później – głośną rozmowę posła Tomasza Kaczmarka, w której groził on swojemu znajomemu wpływami w służbach specjalnych. Wówczas zarówno politycy PO, jak i sprzyjający im dziennikarze zgodnym chórem nas chwalili, w żadnym razie nie oburzali się na naruszenie prywatności – tak jak to robią dziś.
Kłamstwo czwarte: media ponad prawem
Żeby nas zaatakować, niektórzy wykorzystywali nawet bezpardonowe wejście do redakcji „Wprost” przez funkcjonariuszy prokuratury i ABW. Jacek Żakowski stwierdził nawet rzecz kuriozalną: „To było aż nazbyt grzeczne. Miałem poczucie wstydu, oglądając to, że doszło do takiego rozpasania mediów. Władza nie może się panicznie bać prasy” – powiedział w rozmowie z „Press”.
Tyle że prawnicy nie mają wątpliwości: ABW i prokuratura złamały standardy i pogwałciły zasadę wolności mediów. Najście na redakcję skrytykował nawet minister sprawiedliwości, wyjaśnień domaga się też rzeczniczka praw obywatelskich. – W tygodniku „Wprost” złamano wszelkie prawnokarne i konstytucyjne zasady. Była to akcja absolutnie sprzeczna z prawem – przekonuje prof. Piotr Kruszyński, mój pełnomocnik. – Prokurator miał prawo przyjść do redakcji i poprosić redaktora naczelnego o wydanie nośników. Jednak Latkowski oświadczył, że nie wyda laptopa, ponieważ są tam informacje objęte tajemnicą dziennikarską. W tym momencie prokurator musi odstąpić od czynności i zwrócić się do sądu, aby zwolnił redaktora Latkowskiego z obowiązku zachowania tajemnicy – podkreśla prof. Piotr Kruszyński. Karnista zauważa, że jedynie sąd może zwolnić dziennikarza z obowiązku zachowania tajemnicy. – Wolność prasy jest dobrem numer jeden w państwie demokratycznym. Ale niestety obserwując akcję w redakcji „Wprost”, byłem przerażony. Wtargnięcie do redakcji przypomina praktyki stosowane w państwach totalitarnych. Policja nie jest od tego, aby wchodzić do redakcji – oceniał Kruszyński.
Kłamstwo piąte: prywatne rozmowy
Najczęściej pojawiającym się zarzutem pod naszym adresem jest jednak stwierdzenie, że „Wprost” opublikował nagrania nieistotne, prywatne. Z punktu widzenia opinii publicznej nie ma na nich nic ważnego, tylko wulgaryzmy i plotki. Prawda jest inna: opublikowaliśmy taśmy, bo zawierają one informacje o wielu patologii, jakie mają miejsce w obozie władzy. Wulgaryzmy i plotki wzbudzają dużo emocji, ale nie są najważniejsze. Nie mogą przysłonić tego, że szef dyplomacji omawia z niedawnym ministrem finansów plan niszczenia opozycji i (tu cytat) „zrobienia jej dwuletniego cyrku”. Nie powinny przyćmić ujawnionych dyskusji o tym, jak rządzący przed wyborami mieli usiłować obniżyć ceny benzyny, jak kupowali poparcie, jak utrudniali funkcjonowanie ważnego biznesmena czy chociażby o tym, jak ambasady sprowadzały pocztą dyplomatyczną cygara dla premiera. Tym wszystkim, którzy twierdzą, że rozmowy miały prywatny charakter, warto przypomnieć, że płacono za nie z pieniędzy publicznych, a tematem rozmów były sprawy państwowe.
Wniosek. Jak się glanowało dziennikarzy za aferę podsłuchową, nie dziwcie się niechęci do zajmowania się e-mailami Dworczyka.
Lato z Książką
10 lipca 2022, niedziela
Już za tydzień zaczyna się Festiwal Literacki Lato z książką w Mikołajkach. Będę na nim z książką „Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack” w niedzielę, 17 lipca 2022, o godzinie 18.