O kulisach pracy dziennikarzy nad aferą taśmową oraz połowa badań wariografem nadaje się do śmietnika. Zapiski z tygodnia
Nikt nie chce zbadać tej sprawy, bo w niej są nie tylko ślady rosyjskie, ale przede wszystkim polskich służb, wzajemnych porachunków
22 października 2022, sobota
Patrząc jako obserwator na to, co dzieje się od tygodnia, widzę złe intencje i brak szacunku dla prawdy po obu stronach tej sprawy.
Publikuje się materiał oparty wyłącznie o zeznanie małego świadka koronnego, bez dania szansy pokazania całego kontekstu sprawy, wypowiedzi drugiej strony czy informacji, jak wygląda stanowisko środowisk prawniczych dla samej idei małego koronnego.
Zdumiewa mnie próba oskarżania nas, byłych dziennikarzy tygodnika „Wprost”, o bycie narzędziami w prowokacji pisanej cyrylicą. Przypomnę, że nad sprawą pracowało najpierw 7 dziennikarzy, potem doszli kolejni. Dostaliśmy materiał, który zweryfikowaliśmy metodami dziennikarskimi, opracowaliśmy go dokładnie. Każdy bohater tekstów dostał szansę na ustosunkowanie się. Niczego na rympał nie puściliśmy. To jak jest trywializowana nasza praca, to kiepski żart.
Donald Tusk postanowił wykorzystać publikacje do ataku na prokuraturę, zarzucając, że nic nie zrobiła w sprawie wątku rosyjskiego. Mnie zdumiewa, że służby za jego czasów były nieudolne i niekompetentne. Pozwoliły nagrywać kluczowych polityków rządu młodym kelnerom, a potem nie potrafiły wyjaśnić, jak do tego doszło. Co więcej, to za jego rządów doszło do wejścia do redakcji tygodnika i próby siłowego odebrania dziennikarskich materiałów. Zasłanianie się niby niezależną wówczas prokuraturą jest śmieszne. Przypomnę, że policja odmówiła prokuratorowi użycia siły, a funkcjonariusze ABW zdecydowali się na to, wiedząc, że mają na to zgodę zwierzchników.
Zastanawiające jest także, że ciągle nie wyjaśniono szeroko pojmowanej inwigilacji dziennikarzy, roli funkcjonariuszy służb działających na naszą szkodę.
Nikt nie chce zbadać tej sprawy, bo w niej są nie tylko ślady rosyjskie, ale przede wszystkim polskich służb, wzajemnych porachunków.
Więcej w rozmowie z Michałem Rachoniem w Minęla 20, TVP INFO, 20.10.2022.
Połowa badań wariografem nadaje się do śmietnika
22 październiak 2022, sobota
Ostatnio słyszymy dużo o badaniach wariografem, który ma stać się wyrocznią prawdy. A jak wygląda rzeczywistość badań wariografem w Polsce? Przede wszystkim mamy do czynienia z niespójnością orzecznictwa sądów w tej kwestii, a połowa badań poligrafem nadaje się do śmietnika.
W 2015 roku Sąd Najwyższy uznał, że wynik badań to opinia biegłego, którą sądy powinny oceniać z dużą ostrożnością. Dodano, że potoczna nazwa urządzenia "wykrywacz kłamstw" jest "daleko idącym uproszczeniem", gdyż urządzenie rejestruje jedynie "ślady emocjonalne w psychice osoby badanej", a opinia z badań nie jest dowodem winy i ma "ograniczoną skuteczność".
Pytanie prawne zadał Sąd Apelacyjny w Poznaniu, rozpatrując apelację sprawy Andrzeja S., skazanego przez sąd okręgowy na 15 lat więzienia za próbę zabójstwa konkubiny. W śledztwie prokurator zarządził przebadanie S. wariografem (na jego własny wniosek). Sąd Okręgowy uznał opinię biegłego za nieprzydatną dla rozstrzygnięcia sprawy, bo "wariograf rejestruje subiektywny obraz śladów pamięciowych zapisanych w pamięci osoby badanej, bez względu na prawdę obiektywną".
Sędzia SN Michał Laskowski przedstawił wywód co do użycia wariografu w polskim postępowaniu karnym, stwierdził, że wariograf rejestruje jedynie zmiany fizjologiczne badanego, połączone z rekcjami emocjonalnymi na tzw. pytania krytyczne - podkreślił sędzia. Dodał, że do 2003 r. dominował pogląd o zakazie posługiwania się wariografem w postępowaniu karnym, co zmieniło się po ówczesnej nowelizacji prawa. Dopuszczono to, w formie opinii biegłego z badań (nie w ramach przesłuchania), za zgodą danej osoby, "w celu ograniczenia kręgu osób podejrzanych lub ustalenia wartości dowodowej ujawnionych śladów". Sędzia podkreślił, że badanie takie biegły może też przeprowadzić wobec osoby podejrzanej lub oskarżonej - zawsze za jej zgodą.
"Opinia taka polega takiej samej ocenie przez sąd jak każda inna, w ramach zasady swobodnej oceny dowodów" - wyjaśnił sędzia. Zwrócił uwagę, że w świetle tej zasady nie ma też powodu by uznać, że może ona oceniana albo jedynie na korzyść danej osoby, albo też na jej niekorzyść. "Ocena ta powinna być bardzo staranna, przy braniu pod uwagę wszystkich wad tego badania, bo przecież badana osoba może wpływać na jego wynik" - oświadczył sędzia. Dodał, że wartość opinii z takiego badania maleje wraz z upływem czasu od badanego zdarzenia.
Na koniec sędzia Laskowski podkreślił, że odmowa zgody danej osoby na takie badanie nie powinna być interpretowana na jej niekorzyść, a zgoda - na jej korzyść. "Odmowa może przecież wynikać z braku przekonania co do tej metody, a nie oznacza, że ma się coś do ukrycia" - oświadczył.
Jan Widacki pisze „W profesjonalnej praktyce poligraferskiej w większości krajów, wyniki nierozstrzygające, (zaliczające wynik badania do grupy IC) nie przekraczają kilkunastu procent, a wedle standardów przyjętych przez APA powinny stanowić mniej niż 20%. W naszej praktyce, takich wyników jest znacznie więcej, ponad 50%.”
W 2004 roku Stowarzyszenie Poligraferów Polskich stwierdziło, że z analizy materiału badawczego, a ściślej opinii poligraficznych w sprawach karnych, zmusza do przyjęcia wniosku, że po 2004 roku żaden istotny postęp, „ulepszenie” czy wreszcie standaryzacja opinii poligraficznych w Polsce nie nastąpiła. Eksperci opiniują wedle stworzonych przez siebie wzorców i formuł językowych, narażając się coraz częściej na gruntowną krytykę, ale przede wszystkim na to, że wśród organów procesowych zapanowało przekonanie o niskiej użyteczności takich badań dla procesu i w konsekwencji nie są one zlecane.
Biznesmen X, mocno związany z Platformą
23 października 2022, niedziela
Fragment książki napisanej w 2014 roku przeze mnie i Michała Majewskiego „Afera podsłuchowa. Taśmy Wprost”. Rozmawiamy z jednym z naszych źródeł o zwartości taśm.
— Lobbysta, jak wiecie, od lat jest najbliższym kumplem pewnego byłego już ministra. W VIP-roomie u Sowy lobbysta proponuje politykowi pieniądze, które będą dla niego „zaparkowane” w spółce w Lichtensteinie.
— Za co? — zapytał Majewski.
— Za doprowadzenie do dyskretnych spotkań z czołówką polityków.
— A druga „korupcyjna” taśma? — zapytał Latkowski.
— Ten sam lobbysta korumpuje wiceministra.
— Ciekawe rzeczy. Z tej chmury spadnie deszcz? — wtrącił Latkowski.
— Słuchajcie, ma to na pewno biznesmen X, mocno związany z Platformą.
— Ale pan ma! — sprowadzał rozmowę na właściwy tor Latkowski.
Rozmówca uśmiechnął się tylko.
— Pan się nie boi, że ten biznesmen w zemście coś panu zrobi? Wie pan, to może być człowiek zdeterminowany, żeby pewne rzeczy nie wyszły na jaw — rzucił prowokacyjnie Latkowski.
V. nie zastanawiał się nawet chwili.
— To nic by mu nie dało. Nagrania są w różnych bezpiecznych miejscach — uśmiechnął się.
— Czy pan nie próbował z tym biznesmenem grać taśmami, żeby wyciągnąć od niego kasę? — pytał Majewski.
— Nie, nie rozmawiałem z nim — odparł V.
Najważniejsze jest to, czego nie usłyszeliśmy i nie zobaczyliśmy
23 października 2022, niedziela
Dziennikarz Radia Zet, Mariusz Gierszewski słusznie zauważył na Twitter: "W sprawie nagrań z Sowy najważniejsze są nie nagrania które znamy, tylko te których do tej pory nie poznaliśmy. Mówiło się przecież o „piwniczce z nagraniami”. To one stanową możliwość rozgrywania i hakowania."