Śmierć ważnego świadka
Nie żyje zaufany szefa mafii świętokrzyskiej. To on zacierał ślady, a na komendę wchodził jak do siebie – pisze Grażyna Zawadka w Rzeczposolitej. Lech D., ps. Leon vel komendant zmarł w zeszłym tygodniu w szpitalu, półtora miesiąca po wyroku skazującym, który na członków mafii świętokrzyskiej wydał kielecki sąd.
To właśnie osoba Lecha D., zwanego Leonem lub Komendantem, skłoniła mnie do przyjazdu w świętokrzyskie. Przez trzy lata byłem świadkiem, obserwatorem tego, co się dzieje niedaleko Warszawy, dwie godziny jazdy samochodem, tak powstała książka „Człowiek z Lasu. Polska Lokalna”.
Oto jak charakteryzowali Leona D. niektórzy moi rozmówcy.
Jager, radny miasta Skarżysko Kamienna:
– Lech D. był ważnym ogniwem ( w gangu Leszka K. zwanego Człowiekiem z Lasu – przyp. aut), to chłopak, który chciał być gangsterem, jego to podniecało. Podniecało go załatwia- nie wszelkich spraw, on załatwiał skrobankę, coś tam na ko- mendzie, żeby prawa jazdy nie zabrano, on załatwiał wszystko. Miasto się do niego zjeżdżało. On żył tym, on się tym podniecał. A że miał układy na komendzie, to jeździł samochodami kradzionymi, normalnie na legalu. Pijany je rozbijał, zostawiał i brał następne, dalej jeździł. O tym wszyscy wiedzieli. Jak mnie wezwano kiedyś na komendę wojewódzką, gdy pracowałem w ośrodku Rejów [u Braci – przyp. aut.], chłop się mnie pyta o sprawę sprzed siedmiu lat. Mówię mu, panie, powie mi pan, co robił pan siedem lat temu? On mi, że u nas to było tak, że ten chodził z tym i tym do szkoły, bawił się na jednym podwórku, i pod dywan... I tak było. Jak policja miała robić nalot na kradzione samochody, jak pod tą słynną Jubilatką, to jak stało tam sto samochodów, to w ten dzień tylko jeden polonez i at, bo wszystkie były schowane. To takie miasto, dziwne miasto. A powiązania...
Policjant operacyjny:
– Rozmawiał pan z nim kiedyś? To człowiek, który potrafi wszędzie się wkręcić i wszędzie pozyskać sobie przyjaciół. Wie, kto kogo i czego potrzebuje. Potrafi się podszywać. Niesamowicie kontaktowy, otwarty. Człowiek, którego nie da się nie
się nie lubić. To była osoba, która jak miała miejsce kradzież samochodu, ustawiała się pomiędzy złodziejem i pokrzywdzonym. Ludzie byli mu wdzięczni, że dzięki niemu mogli odzyskać auto. Oni odbierali to jako pomoc z jego strony.
– Współpracował z policją?
– Umie zapracować na wdzięczność, tak panu odpowiem. – Jednocześnie przykłada dwa palce do ucha i stuka w nie dwa razy.
Gest ten jednoznacznie wskazuje, że Leon był policyjnym uchem, kapusiem.
– Dlaczego teraz milczy, nie idzie na współpracę? Grozi mu przecież wysoki wyrok.
– Może liczy na jakąś odsiecz – zauważa z uśmiechem. – To był człowiek umiejący sobie wszędzie zaskarbić wdzięczność, która według niego ma teraz zaprocentować.
– Leszek D. w sprawie Człowieka z Lasu to istotny klient, natomiast w sprawie grup przestępczych, które się wokół komendy powiatowej w Skarżysku kręciły, żeby nie okłamać i nie przedobrzyć, chodził w drugim rzędzie. Były także inne osoby, które mogły w tej komendzie zrobić wszystko. Mówię o grupach przestępczych, o przestępcach, którzy jeżeli chcieli wyciągnąć informację o toczonych przeciw nim śledztwach, to wyciągali, i to nie był problem. Naczelnicy siedzieli im w kieszeniach. Od przestępstw gospodarczych po drogówkę.
– Czyli ile prawdy jest w tym, co mówił o Leszku D. Kajtek, Jager i inni?
– Fakt, w sferze samochodów bez Leszka nic się nie mogło w Skarżysku wydarzyć. Jeżeli ktoś brał samochód nie z jego wolty, to w dobę go oddawał. Co ja mówię w dobę, w kilka godzin.
– A jego wpływy w komendzie?
– Swobodnie chodził po komendzie i wyciągał potrzebną mu wiedzę. Leszek D. to nie tylko samochody, ale też papierosy i spirytus. On to kontrolował, a ludzie ze Skarżyska, policjanci, nie mogli tego nakryć. Nie znajdziecie w historii powiatowej policji w Skarżysku czegoś spektakularnego, co by wyszło. Owszem, czasami Leszek sprzedał jakiegoś drobnego dilera. Chłopaki chwytali, cieszyli się, że jest wynik, a on robił swoje. Leszek D. bywał na odprawach. Wyobrażacie sobie? Odprawy komendanta powiatowego w Skarżysku, Michała, i zastępcy Michała odbywały się bardzo często w obecności Leszka D. Nie mówię, że zawsze, ale bardzo często. Wyobrażacie sobie taką rzecz, że jesteśmy w instytucji, gdzie wchodzą ludzie w mundurach, a cywil słucha, co planujemy?! To się w głowie nie mieści! I tak się działo. Ludzie widzieli, co się dzieje, i po kolei uciekali. Standardem było malowanie samochodów, cięcie opon. Jak się szło do komendanta, opowiadało o tym wszystkim, ten odpowiadał krótko: „Spier... Co ty, nie widzisz? Przecież to normalne, każdemu to się dzieje”.
Śmierć Lecha D. jest na rękę elicie Skarżyska - Kamiennej i wielu policjantom, w tym najwyższych rangą. Mogą już spać spokojnie.