Latkowski.com Latkowski.com
Powrót

2021-06-13

Jak uciec przed prawdą? Afera o Zatoce Sztuki wśród dziennikarzy. Zapiski z tygodnia

W przeciwieństwie do spraw z Kamilem Durczokiem będę je relacjonował na bieżąco. Wyciągnąłem wnioski. Wówczas koledzy dziennikarze i wydawca mieli strategię wiary w sąd i uważali, że postawa milczenia jest najwłaściwsza. Nie chciałem być obwiniony, że to wpłynie na wyrok. A druga strona to wykorzystywała i dawała swoje przekazy. Więc będzie bez ukrywania jej przebiegu za kurtyną. Powrócimy do istoty spraw, jakich dotyczą. Więcej, rozwiniemy je, pociągniemy dalej.

Sylwester-Latkowski.jpegZ planu filmu „Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack”.

Ucieczka przed prawdą

Poniedziałek, 7 czerwca 2021

Pamiętacie film Michaela Moore „Roger i ja” z 1989 roku? Reżyser pokazuje swoje próby przeprowadzenia wywiadu z szefem General Motors Company, Rogerem Smithem. Czy film „Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack” zacznie go przypominać? Na razie ekipa filmowa spotyka się z podobnymi reakcjami – straszenia ochroną, policją i prawnikami. Choć niektórzy ostatnio stwierdzili, że jednak będą rozmawiać. Czas pokaże.

Damy wyrok godzący w ofiary, śmiejący się im w twarz, ale uzasadnimy, że uważny czytelnik przecież będzie wiedział, o co chodzi

Środa, 9 czerwca 2021

Myślałem, że dzień w sądzie zakończy się awanturą, ale, ku mojemu zdziwieniu, sąd postanowił nie dopychać kolanem. Wkrótce na bieżąco o tej sprawie i następnych, jeśli będą. 

W przeciwieństwie do spraw z Kamilem Durczokiem będę je relacjonował na bieżąco. Wyciągnąłem wnioski. Wówczas koledzy dziennikarze i wydawca mieli strategię wiary w sąd i uważali, że postawa milczenia jest najwłaściwsza. Nie chciałem być obwiniony, że to wpłynie na wyrok. A druga strona to wykorzystywała i dawała swoje przekazy. Więc będzie bez ukrywania jej przebiegu za kurtyną. Powrócimy do istoty spraw, jakich dotyczą. Więcej, rozwiniemy je, pociągniemy dalej.

Na marginesie, jak stwierdził sąd apelacyjny, „uważny czytelnik” nie zostanie wprowadzony w błąd przeprosinami, bo jest w nich mowa tylko o konkretnych cytowanych słowach, a nie kwestionowanie, że molestował i mobbingował. Jasne! Jakby sąd nie znał świata mediów, socjali i nie wiedział, że druga strona zachowa się jak nieuważny czytelnik i przedstawi to jako swoją wielką wygraną, a przegraną podważającą całość dziennikarskiego śledztwa i media bezrefleksyjnie to powielą.

Na kolanach, a wcześniej z listą pytań

Czwartek, 10 czerwca 2021

Od jakiegoś czasu szefowi pewnej instytucji staram się wyjaśnić, że dziennikarz to nie jego biuro prasowe. Przy tym model białoruski, że dziennikarz dostarcza przed rozmową szczegółową listę pytań, bo zna zagadnienia, jak zwracają uwagę dziennikarze, staje się już u nas regułą. Ręce mi opadają, bo z uwagi na wagę sprawy szef tej instytucji powinien zagadnienia sprawy mieć w mały palcu i świetnie się w niej orientować, z szacunku dla osób poszkodowanych oraz jego obowiązek nadzoru. Uwaga! Jak obstajesz przy standardach dziennikarskich, to jesteś szantażystą. Co dalej? Jako decydentowi, któremu szczególnie powinno zależeć na transparentności i który rzeczywiście zajmuje się sprawą, to ujrzycie rozmowę z nim. Jedno spotkanie, nawet bez kamer, zrzucił w ostatniej chwili. A jak nie, to zobaczycie, jak ochrona pilnuje świętego spokoju decydenta. 

Ofiary afery i kandydatka na Rzecznika Praw Obywatelskich

Piątek, 11 czerwca 2021

Pamiętacie wielką aferę korupcyjną w olsztyńskiej spółdzielni mieszkaniowej „Pojezierze”? Opisywał ją Piotr Pytlakowski w tygodniku „Polityka”. A także Mariusz Kowalewski. Teraz Pytlakowski wraca do niej na swoim profilu Facebook w związku z kandydowaniem Lidii Staroń na Rzecznika Praw Obywatelskich.

Afera dawno zakończyła się prawomocnym wyrokiem. Sąd orzekł: afery nie było! Przypomnijmy ofiary tej afery:

Przede wszystkim wiceprezes „Pojezierza” Andrzej Ł., który popełnił samobójstwo. Trzy oskarżane osoby (kadrowa, kierownik techniczny i administratorka) zmarły w trakcie procesu. Kilkoro olsztyńskich sędziów i prokuratorów publicznie poniżono, bo mieli mieszkania w spółdzielni „Pojezierze”. Jeden z sędziów nie wytrzymał napięcia i odszedł z zawodu. Ponad dwudziestu pracowników spółdzielni straciło pracę. Oficer CBŚ, Gabriel P. – ten sam, który służbowo ścigał Procyka – w wieku zaledwie ok. 40 lat przeszedł na policyjną emeryturę.

Sam Zenon Procyk, chociaż uniewinniony, poniósł wysokie koszty. Stracił wolność, szacunek i zdrowie. Kilka lat temu przeszedł udar, lekarze uznali, że to efekt wieloletniego stresu. Przez osiem lat był bezrobotny, utrzymywała go żona.

Oto wpis Piotra Pytlakowskiego na jego profilu Facebook:

Wczorajsza „Gazeta Wyborcza” opisuje kandydatkę PiS na RPO Lidię Staroń jako działaczkę społeczną, w domyśle zasłużoną. I ani słowa o faktach, które powinny zdyskwalifikować jej aspiracje do fotela rzecznika. I o których dziennikarz „GW” powinien przecież wiedzieć.

A te fakty opisywałem w artykule „Poletko pani Lidii” w „Polityce” w 2008 r. oraz w książce „Wojny kobiet” (napisanej razem z Ewą Ornacką). Opisywał je także olsztyński dziennikarz Mariusz Kowalewski w artykule w „Rzeczpospolitej”. 

W skrócie chodziło o jej walkę z Zenonem Procykiem, ówczesnym prezesem spółdzielni mieszkaniowej „Pojezierze” w Olsztynie. Wybudowała wraz ze wspólnikami na terenie spółdzielni lokal usługowy bez wymaganych zezwoleń. Nie kazano jej rozebrać samowoli, domagano się jedynie, aby płaciła za użytkowaną działkę i lokal właściwy czynsz. Uznała, że jest zbyt wysoki. 

Zarzuciła Procykowi samowolę, fałszerstwa dokumentów spółdzielczych i nakłanianie innych do fałszerstw, a także sprzedaż mieszkań w jednym z budynków po preferencyjnych cenach sędziom i prokuratorom, co miało zapewnić prezesowi bezkarność. 

Umiejętnie nakręcała spiralę oskarżeń i montowała medialną koalicję, aby prezesa skompromitować. Ściągnęła do Olsztyna ekipę TVN, chodziła po redakcjach różnych gazet. Była także u mnie. Przedstawiała siebie w roli ofiary Procyka, wzbudzała współczucie.

W końcu trafiła do ówczesnego zastępcy prokuratora generalnego, Kazimierza Olejnika, i przekonała go, że w Olsztynie ma miejsce niesłychana afera spółdzielcza. Ten nakazał wszczęcie śledztwa prokuraturze w Elblągu. Procyka aresztowano, w areszcie spędził kilka miesięcy.

W czasie, kiedy ruszył jego proces, pani Staroń tryumfowała. Tym bardziej że jej aktywność dostrzegł szef PO, Donald Tusk. Publicznie oznajmił, że Staroń to dzielna w boju kobieta, która samotnie pokonała urzędniczo-spółdzielczą mafię. Wystartowała do Sejmu z listy PO i w cuglach wygrała. 

W gruncie rzeczy nie walczyła z Procykiem samotnie. Wspomagało ją lobby ciepłownicze (Procyk budował dla spółdzielni własną sieć ciepłowniczą niezależną od sieci MPEC, aby mieszkańcy mogli ogrzewać mieszkania wielokrotnie taniej od stawek narzucanych przez monopolistę). Sojusznikiem jej był ówczesny prezydent Olsztyna, Czesław Małkowski (ten od molestowania kobiet), który obawiał się Procyka jako potencjalnego kontrkandydata w wyborach. I przede wszystkim oficerowie miejscowego Centralnego Biura Śledczego, a szczególnie jeden z nich, który miał mieszkanie spółdzielcze i walczył o zniżkowy czynsz. Spotykali się czasem w jej domu i prowadzili swoje narady wojenne. Zebranymi w śledztwie dowodami przeciwko Procykowi dzielili się z p. Staroń, na przykład stenogramami z podsłuchów. Byłem świadkiem jednego z takich spotkań. Nachodzili wiceprezesa spółdzielni, aby zmusić go do zeznawania przeciwko szefowi. Ten człowiek nie wytrzymał napięcia, popełnił samobójstwo rzucając się z 10 piętra.

Po latach Procyka prawomocnie uniewinniono uznając, że dowody w jego sprawie zostały spreparowane, a oskarżenia wyssane z palca. Cała misterna intryga p. Staroń rozsypała się w proch, ale ona w tym czasie już była na innej fali. Występowała jako gwiazda programu „Państwo w Państwie”, atakowała m.in. komorników, umiejętnie występowała w roli obrończyni skrzywdzonych. Udzielała wywiadów Radiu Maryja, „Gazecie Polskiej” czy na łamach „Nowego Dziennika”. Budowała mozolnie swój wizerunek uduchowionej społecznicy.

Procyk przypłacił tę historię zdrowiem, udar, zawał, zniszczone życie zawodowe. Podpalono mu dom, celowo uszkodzono samochód. Zastraszano jego żonę i córkę. Wystąpił do sądu o zadośćuczynienie i odszkodowanie za miesiące spędzone w areszcie. Wygrał, a p. Staroń orzekła, że sąd się KARYGODNIE pomylił. Ani razu nie zdobyła się na refleksję, że w tej sprawie przekroczyła granice. Nie przeprosiła człowieka, którego zdeptała.

I oto dzisiaj ma szanse zostać Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Nie ufam jej deklaracjom, że będzie służyła obywatelom. Dobrze ją poznałem.

Afera o Zatoce Sztuki wśród dziennikarzy 

Niedziela, 13 czerwca 2021

Na łamach Wirtualnemedia.pl ukazał się artykuł „Dziennikarze śledczy zarzucają autorom »Zatoki świń« zmyślanie, a Agorze zamiecenie sprawy pod dywan”. Wspomniano tam o mało znanym fakcie. „Podolski wiosną 2020 roku wraz z Tomaszem Patorą z »Uwagi TVN« i Katarzyną Włodkowską z magazynu reporterskiego »GW« »Duży Format« (oboje pisali o sprawie) wystosowali do Jarosława Kurskiego, pierwszego zastępcy redaktora naczelnego »GW«, pismo, w którym wyrazili sprzeciw wobec »notorycznego naruszania i ignorowania prawa oraz zasad staranności i rzetelności dziennikarskiej przez redaktora Piotra Głuchowskiego, przy relacjonowaniu sprawy ‘Zatoki Sztuki’«. W liście dziennikarze zaznaczają, że sprawą klubów zajął się Patora (jego materiały TVN wyemitowała w czerwcu 2015 roku), Podolski (opublikował ustalenia w lipcu 2015 roku), Sylwester Latkowski z Michałem Majewskim (w serwisie Kulisy24.com) oraz Włodkowska (wówczas w gdańskiej »GW«). Sygnatariusze zwracają uwagę, że pierwszy tekst Aksamit i Głuchowskiego ukazał się 2 listopada 2015 roku, Głuchowski »włączył się do sprawy jako jeden z ostatnich«, a później przypisał sobie »ciężką pracę innych reporterów w imię spełnienia własnych ambicji”.

Całość artykułu >>>

Na tyle znam Mikołaja Podolskiego, że wiem, iż nie odpuści. Na swoim profilu Facebook pisze: „HBO chce nakręcić serial o »Krystku« na podstawie opowieści dwójki autorów »Wyborczej«, którzy zmyślili przebieg tej afery w kilkudziesięciu procentach, firmowali to jako »reportaż non fiction«, a potem się do tego nieoficjalnie przyznali. Nawet nie przeprowadzili porządnego śledztwa dziennikarskiego. Zmyślali fakty o ludziach wymienionych z nazwiska, zmyślali przebieg gwałtów (ze szczegółami), zmyślali różne sceny, opisy, fragmenty życiorysów, gwałcili chronologię i logikę wielu zdarzeń. Wymysły tych autorów mocno pokiereszowały m.in. ojca zmarłej Anaid, który załamany wyliczał mi dziesiątki informacji, które według niego zmyślili autorzy »Wyborczej« na temat jego i jego najbliższych, by ich opowieści były bardziej pikantne. Te powymyślane bzdury doprowadziły na skraj rozpaczy m.in. matkę Anaid i niektóre ofiary przestępstw seksualnych, które nie mogły uwierzyć, że można tak zmyślać na ich temat. Nikt ich nigdy nie przeprosił. Oczywiście o tym zmyślaniu od dawna wiedzą zarówno HBO, jak i Agora oraz »Wyborcza«, z Jarosławem Kurskim na czele. Ale widocznie nie stanowi to problemu. Czyżby chodziło o to, że prawda nie sprzedaje się tak dobrze jak stek wymyślonych bzdur?”

 


Tutaj możesz kupić moje książki

Sklep

Rozważ wsparcie serwisu latkowski.com, moich projektów książkowych, filmowych oraz dziennikarskich śledztw. Nawet niewielkie finansowe wpłaty mają wielkie znaczenie.

Darowizny mogą Państwo dokonywać poprzez Fundację „Wolne Słowo”

Wesprzyj
0