Latkowski.com Latkowski.com
Powrót

2023-03-20

Kulisy wielkiego przetargu na polską prezydencję w Radzie UE

Ustawiony gigantyczny przetarg – 34 miliony złotych – w MSZ, na obsługę polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej w 2011r. W jaki sposób Janusz Jabłoński został przekonany do tego, by do przetargu włączono firmę zaprzyjaźnioną z politykami?

Jablonski-prezydencja-Latkowski-podcast.jpg

Jest druga sprawa z pańskim udziałem (O pierwszej, "Kulisy infoafery" czytaj >>>). Ustawiony gigantyczny przetarg – 34 miliony złotych – w MSZ, na obsługę polskiej prezydencji w 2011. Tu jest pan już w sposób wyraźny określany jako mózg tej operacji. Co pan na to?

Po części to jest prawda, że pomysł wyszedł ode mnie. A był taki, żeby pięć firm złożyło papiery z tymi samymi referencjami do konkursu, w którym było 15 ofert.

I z pomysłem, by złożyć 5 ofert z tymi samymi referencjami i zablokować wszystkie miejsca w finale przetargu wyszedł pan?

Tak. Pół roku wcześniej startowaliśmy w projekcie, który był przeznaczony dla policji. Miał być mocno rozbudowywany, dla nas ważny. Złożyliśmy jeden wniosek licząc na to, że się zakwalifikujemy. Konkurencja złożyła 5 wniosków z jednej grupy kapitałowej na jednej referencji i cała 5 się zakwalifikowała do II etapu. Ja się z tym nie zgodziłem i złożyłem papiery do Krajowej Izby Odwoławczej. A oni mi odpowiedzieli, że ustawa nie zabrania, by 5 firm stawało do konkursu z tymi samymi rekomendacjami.

Przecież taka metoda jest oczywistym oszustwem!

Ktoś wymyślił takie prawo. Firmy mogły się wymienić referencjami, by mieć jak największą liczbę punktów.    

Tylko, że te referencje w waszym przypadku były fikcyjne!

Firma, która mi je dostarczyła dostała za to pół miliona złotych. Tak, były fikcyjne. Ale prezes, który mi te referencje wydawał twierdził, że są autentyczne. On je podpisywał. Ja szukałem podmiotów, które będą mi w stanie użyczyć referencji, bo na to pozwalała ustawa. Pojawiła się firma, jej szef powiedział, że ma referencje i za użyczenie chce pół miliona. Umówiliśmy się, że jak wygram to zapłacę. I tak się stało. 

Według śledczych, gdyby nie te wasze fałszywe referencje to nie dostalibyście gigantycznego kontraktu. Wygrałyby Międzynarodowe Targi Poznańskie.

Zgadza się, bo to wszystko było od początku przygotowywane, żeby Targi Poznańskie wygrały. Takie były plotki. Od pół roku albo i dłużej trwały prace w Poznaniu do realizacji kontraktu prezydencji Polski w Unii. Słyszałem to z wielu miejsc.

Zdaniem śledczych o tym, że Targi Poznańskie są wysoko notowane i idą po zwycięstwo w konkursie dowiedział się pan od Moniki Jabłońskiej, która miała wtedy inne nazwisko, była pańską partnerką i zasiadała w komisji przetargowej. A dziś jej pana żoną.

Wszystko się zgadza, poza tym, że dowiedziałem się od niej. To są jedynie domniemania, które nie mają pokrycia w faktach. Monika bardzo emocjonalnie i rzetelnie podchodziła do swojej pracy w MSZ. 

Zaraz sobie o tym porozmawiamy. Pomówmy jeszcze o tej zmowie wewnątrz konsorcjum. Zdaniem śledczych. Jedna z osób przygotowywała dokumenty dla pozorujących konkurencję firm, kolejni dostarczali fałszywe referencje. A jeszcze inni podpisywali i składami dokumenty, to mówią śledczy.

To, że pięć konsorcjów miało te same referencje i tę samą liczbę punktów robione było z premedytacją. Postępowań, gdzie powiedzmy pięć podmiotów miało te same rekomendacje było mnóstwo. Sam uczestniczyłem w wielu, a były to postępowania o wielomilionowe kontrakty. Na przykład drukarki do ZUS-u za 50 milionów, gdzie referencje były ściągane z Chin za kilka mln dolarów. A punktowano właśnie według wielkości referencji. Naprawdę firmy przestawały konkurować ceną, tylko pomysłami, skąd można ściągnąć referencje i jak zablokować te 5 miejsc w finale przetargu. Chcę tylko powiedzieć, że takich spraw przy wielkich przetargach były dziesiątki, a skupiono się na tej jednej! Proszę zobaczyć dokumenty, wszystkie te 5 firm miało dokładnie tą samą liczbę punktów i te same dokumenty. Nikt nie krył, że się wymieniły referencjami. Tarki Poznańskie próbowały się coś odzywać. Buntować, ale wiedzieli, że nie wygrają w KIO, bo prawo jasno mówiło, że to zgodnie z prawem. 

Różnica polegała na tym, że pan był w osobistej relacji z członkinią komisji przetargowej. Śledczy twierdzą, że sponsorował pan jej wyjazdy do Istambułu, Rzymu, Izraela.  

Tylko, że do Istambułu, czy do Włoch to były delegacje służbowe z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i to opłacone przez resort.

Pan z nią tam jeździł? 

Była na przykład w Istambule przez 2- 3 tygodnie. Zdarzało mi się przyjechać na weekend, żeby się z nią zobaczyć. Czasem się spotykaliśmy. 

Mieliście romans wtedy?

Ja jeszcze byłem wtedy w poprzednim małżeństwie. Czasem się spotykaliśmy. Z ładną kobietą. 

Która przy okazji miała dużą wiedzę na temat przetargu w MSZ. 

Jedno drugiego w ogóle nie składało się czasowo. 

Żaden z tych wyjazdów, żadne z tych spotkań nie odbyło się w czasie przetargu?

W czasie tego przetargu Monika, a propos przekazywania informacji, była ciężko chora, leżała z zapaleniem płuc w domu i kontakty były mocno ograniczone. Wyjazdy były przed przetargiem, a nie w czasie jego trwania. 

Monika dostarczyła panu płytę z informacjami – tak twierdzą śledczy. 

I to potwierdzam. Monika przekazała mi płytę z informacjami, pełną dokumentacją przetargu, nawet nie mi osobiście, tylko pracownikowi firmy. Ten pracownik podpisał, że odbiera. To było oficjalne przekazanie dokumentów potrzebnych do udziału w drugim etapie konkurs.

Był urzędnik w MSZ, który miał wątpliwości i totalnie go zlekceważono. Wskazywał na dość dziwne zachowanie Moniki. Zacytuję <<Rzeczpospolitą>>: „A wątpliwości młodego urzędnika MSZ totalnie zignorowano”. 

Teza, że Monika czymś tu sterowała jest absurdalna. Monika w tym czasie była referentem, najniższe stanowisko w ministerstwie. Mamy postępowanie na 34 miliony złotych, wyobraża sobie pan, że jeden urzędnik najniższego szczebla jest w stanie przypilnować takiego postępowania? Naczelnik, zastępca naczelnika, dyrektor, minister. Tych szczebli w górę jest wiele i na nich również kontrolują takie postępowanie. 

Faktem, że była w komisji przetargowej. 

Zgadza się. 

Była osobą, która przekazywała informacje, tak ocenia to prokuratura. Dzięki temu mogliście ograć Międzynarodowe Targi Poznańskie, dlatego też siedzi na ławie oskarżonych. Dla śledczych bardzo ważnym elementem jest, że wy się poznaliście pół roku wcześniej, przed przetargiem. Na stopie prywatnej. Wasze relacje nie były już tylko służbowe. 

To akurat nie jest tak. 

To, kiedy się poznaliście?

Monikę poznałem 2 albo 3 lata wcześniej. 

Czyli na długo przed przetargiem miał Pan z nią prywatne spotkania

Mieliśmy wspólnych przyjaciół. Ja z nimi pracowałem, a oni byli jej przyjaciółmi. Kwestia podobnego środowiska. 

Często się spotykaliście?

Różnie. Czasem raz na dwa miesiące. Ciężko mi powiedzieć teraz. 

W czasie tego przetargu miał Pan z nią spotkania?

Pewnie z raz się z nią widziałem. 

Uważa Pan, że to jest normalne? 

Pod warunkiem, że nie ruszam tematu przetargu. 

Byłoby normalne, gdyby pan nie uczestniczył w gigantycznym przetargu, który ona współrozstrzygała. Członek komisji przetargowej nie spotyka się na stopie osobistej z jego uczestnikiem.  

Musimy zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Czy Monika wiedziała, że uczestniczę w przetargu? Nie. Firmy w ogóle ze mną nie były związana. Ani udziałowo, ani zarządczo. Nie miała wtedy pojęcia. Wręcz bałem się jej powiedzieć, że jestem w jakikolwiek sposób związany z tymi przedsięwzięciami. 

Niech pan nie żartuje. Działał pan w pewnym środowisku, w którym była również ona. Sam pan to mówił. I nie rozmawialiście o tych przetargach?

Bardzo rzadko albo w ogóle. Nie chciałem też zostać odebrany przez Monikę, że się z nią spotykam, bo chcę od niej jakichś informacji. Unikałem tego tematu. 

Przyzna Pan, że wygląda to dwuznacznie. 

Zawsze mówię w tym momencie, zobaczcie dokumenty. Mamy słowo przeciw słowu. Najlepiej oceniają sytuację dokumenty. I co mamy w dokumentach? Nic. Przecież ten przetarg był, gdy infoafera była jedną z najgłośniejszych spraw. Miałem non stop podsłuchiwany telefon, podsłuchy były też gdzie indziej. Myśli Pan, że gdyby Monika mi coś przekazywała nie byłoby na podsłuchach? Byłoby. Nie ma ani grama dowodów. 

Zastanawiająca sprawa jest taka, że wedle śledczych wszyscy w tym przetargu byli w zmowie oprócz spóki Cam Media, która była w zwycięskim konsorcjum. Przypomnijmy, że Cam Media do spółka zaprzyjaźniona z rządzącymi wówczas politykami Platformy. Pracowała dla rządu, ministerstw, koncernów i z politykami PO przy ich kampaniach wyborczych. Nie dziwi pana, że jakoś zostali z tego wyłączeni przez śledczych?

Nie potrafię tego wytłumaczyć. Sprawa jest bardzo dziwna. Tym bardziej, że połowa tego wielkiego kontraktu trafiła do nich i to część usługowa.

Skąd wzięły się Cam Media?

Dostałem informację, że jeśli chciałbym powalczyć w tym przetargu to jedyna firma, która mi pozwoli na to, żeby powalczyć.

Od kogo ta informacja?

Od członka konsorcjum, z którym mieliśmy na początku podejść. Na zasadzie: <<Słuchaj, rozmawiałem w swoim gronie. Polecono mi, że jeśli chcemy powalczyć to muszą być w tym przetargu Cam Media>>. 

W jakim gronie?

Związanym z Platformą. Nie wiem, z kim dokładnie rozmawiał. Taką informację dostałem. Było tak, że Cam Media i to, jak się poruszają na rynku może zagwarantować sukces. 

Co to znaczy musiał pan wziąć Cam Media do konsorcjum?

Tyle, że nie znam tego rynku, nie poruszam się w środowisku władzy. Pokazują mi firmę, która ma podejść ze mną do tego postępowania. 

Jak wyglądało te pierwsze spotkanie z Cam Mediami?

W restauracji usiedliśmy w trójkę i rozmawialiśmy. 

Kto był tam głównodowodzącym? 

Ciężko powiedzieć kto. Przyszedłem już na gotowy grunt. Poznać się z Adamem, wiceprezesem Cam Mediów.

Ta osoba z PO przygotowała grunt pod spotkania?

Tak. Rozmawialiśmy o tym, że fajnie będzie i mamy duże szanse wygrania przetargu. Przedstawiłem, dlaczego takie podejście jest bezpieczne i jakie mamy problemy. Wszyscy wiedzieli, że w tym projekcie bardzo dużo do powiedzenia mogą mieć Targi Poznańskie. Pokazałem model, czyli to co dzieje się na rynku do tej pory, czyli wyroki dotyczące tych referencji. Stwierdziliśmy wszyscy: OK. 

Wiceprezes Cam Mediów, jego koledzy nie mówili jakich ludzi z PO znają?

Ale po co? Sam pan doskonale wie, kogo Cam Media znały, z kim się spotykały. To nie było nic tajnego. Bądźmy poważni. Nikt nie będzie chodził po mieście i opowiadał kogo zna. Nigdy nikt wprost mi nie powiedział, że mają z kimś to dogadane. Widziałem w jakich kręgach obraca się mój konsorcjant. W kręgach PO. Konkretne restauracje były do spotkań.

Czy dostał Pan informację wprost: Wygramy ten przetarg? 

Nie, nikt nigdy tak nie mówił. Trzeba być szaleńcem by powiedzieć tak w postępowaniach. 

Rola w tym przetargu Cam Mediów to była aktywna?

Też udostępniali referencje. Wszyscy pracowaliśmy, nie ma kogoś kto był mniej lub bardziej aktywny. Było trzech członków konsorcjum cała i trójka pracowała.

Ile pieniędzy trafiło do Cam Mediów? 

Nie pamiętam dokładnych liczb, ale około połowa. Na usługi do Cam Mediów. 

Siedzi Pan na ławie oskarżonych, jest pana partnerka, inne osoby, które były w tym przetargu, a Cam Mediów nie ma. Nie rozumiem tego.

Nie potrafię tego wytłumaczyć. 

Śledztwo za PO było prowadzone politycznie i nie można było ruszyć Cam Mediów bo mieli parasol ochronny? 

To Pan powiedział. Sądzę, że coś jest na rzeczy. Nikt nikogo nie złapał za rękę. Nikt tej sprawy nie chce się podjąć, rozwinąć. Z mojego punktu widzenia jest to bardzo dziwne. 

Najbardziej mnie wkurza, jak ktoś przytacza sprawę prezydencji, wymienia firmę i w nawiasie Cam Media, że nie brały udziału w zmowie. Bawi mnie to do bólu. Kiedyś mnie to wkurzało, teraz jestem na etapie niby bawi. Ale jak sobie pomyślę, że ktoś próbował przykryć, jak wyglądała sytuacja i atakować Monikę, to jest to wkurzające. Kilka innych rzeczy też wybuchło wokół Cam Mediów, a zostało wyciszone. Dlaczego tak się stało? Nie mam pojęcia. Ale mam trochę żalu. Gdyby walili tylko we mnie to może bym to zostawił, ale próbują obwiniać moją żonę i wszystko we mnie się gotuje. Wierzy Pan, że najniższego szczebla referent był w stanie ustawić postępowanie? I nikt nie zwrócił uwagi, że pięć firm złożyło te same referencje?  

Uważa Pan, że decyzję podejmowano wyżej i w MSZ byli pewni i świadomi sytuacji?

Radosław Sikorski był wtedy ministrem.

Za jego wiedzą wygraliście?

Ale ja sobie nie wyobraża, że na najważniejsze wydarzenie w kraju minister nie wie, jaka firma wygrywa, jak wygląda sytuacja! Będzie pan przez pół roku prowadził obrady prezydencji Unii i nie interesuje to pana jak firma będzie o to dbała?

Rozumiem, że firma, która najwięcej zarobiła…

…jest czysta, nazywa się teraz inaczej. Nieważne. 

Może Pan coś więcej powiedzieć o osobie, która powiedziała, że trzeba wziąć Cam Media?

Mnie też się ciężko wypowiadać, bo pracowaliśmy razem. Faktem jest, że wcześniej mu się bardzo dobrze powodziło, teraz musiał ogłosić upadłość firmy. On funkcjonował w otoczeniu PO. Nikt nigdy nie chodzi i nie opowiada o konkretnych znajomościach. Można zaobserwować po kontaktach, kontraktach i po tym, co się działo w firmie. 

Pan jest postacią centralną, jakoś innych się nie wymienia. 

Nie bardzo rozumiem, dlaczego w tym czasie CBA zachowało się, jak się zachowało. Tutaj nie musimy daleko szukać, a propos wypływania informacji na zewnątrz. Dziennikarz, który pisał o tej sprawie składając zeznania przed sądem mówił, że dostawał informacje z CBA, wskazywał konkretne osoby. Może to jest tak, że miało być następująco: <<Słuchajcie, dostaniecie drobne zarzuty i siedźcie cicho. Będzie po sprawie>>.  A ja nagle zacząłem to rozdmuchiwać. Składać wyjaśnienia i pokazywać mechanizmy. W jaki sposób to się działo i dlaczego. 

Uwaga: Rozmowa miała miejsce, zanim Sąd uniewinnił Janusza Jabłońskiego.


Tutaj możesz kupić moje książki

Sklep

Rozważ wsparcie serwisu latkowski.com, moich projektów książkowych, filmowych oraz dziennikarskich śledztw. Nawet niewielkie finansowe wpłaty mają wielkie znaczenie.

Darowizny mogą Państwo dokonywać poprzez Fundację „Wolne Słowo”

Wesprzyj
0