Opowieść o życiu, które nie raz próbowało założyć balachę. Recenzja filmu "Moja walka" na weszlo.com
Silną stroną byłego naczelnego „Wprost” jest zawsze pozycja, z jakiej zdobywa materiał. Latkowskiemu daleko do Huntera S. Thompsona, który zanim napisał o harleyowcach, przez pół roku opróżniał z nimi skrzynki skradzionego piwa, czy choćby do infiltrujących grupę angielskich kiboli gliniarzy z Millwall. On nikogo nie udaje, nie stara się być kumplem bohaterów swoich obrazów. Od początku jest człowiekiem z zewnątrz. Zadaje proste, krótkie pytania. Takie, które cisną się na usta każdemu z ludzi ciekawych obcego dla nich świata. Latkowski wchodzi odważnie w analizowane subkultury. Powoli, skrupulatnie przesuwa granice, sprawdzając jak daleko może się posunąć. Pewnie dlatego w przeszłości zdarzało się, że szczuto go psem oraz grożono mu rozbiciem kamery. (...)
„Moja walka” to opowieść o ukształtowanym i świadomym swojej wartości człowieku, któremu życie niejednokrotnie chciało założyć balachę. Czym jest balacha? Jeżeli interesuje was postać Khalidowa, a nie jesteście obeznani z tajnikami wszechstylowej walki wręcz, tym lepiej dla was. Ludzi dokładnie studiujących karierę i życie Mameda, hardkorowych fanów KSW, większość scen z dokumentu Sylwestra Latkowskiego nie zaskoczy. Powracający po 14 latach do tematyki sportów walki reżyser wyszedł z założenia, że oddani fanatycy MMA i tak przyjdą obejrzeć jego dzieło. Ma być ono odkrywcze dla niedzielnych kibiców, a zwłaszcza dla ludzi zadających sobie co weekend pytanie: „dlaczego oni godzą się obrywać po głowie?”.