Odszedł Misiuro
Krótki SMS poinformował mnie o śmierci Wojciecha Misiuro. Napisał go Maciej Świeszewski. Szpitalne łóżko, zwłaszcza w tym szpitalu, wydaje się być tym najwłaściwszym do przyjmowania takich wiadomości. Wzrok z ekranu telefonu przeniosłem na wbity w żyłę ręki wenflon. Na chwile zamajaczył obraz, jak siedzieliśmy z Wojtkiem i Maciejem na hotelowym łóżku w sopockim Sheratonie. 10 kwietnia 2010 roku. Katastrofa prezydenckiego samoloty w Smoleńsku przerwała planowane zdjęcia do filmu „Ostatnia Wieczerza”. Ta scena otwiera ten film. Potem zeszliśmy do hotelowego lobby i w oparach dymu z cygar, które wydawały się być niestosowne i już „bardzie pasujących” papierosów, wpatrywaliśmy się w relację telewizyjną. Jedyne, co było pewne, to ilość ofiar. Popijaliśmy whisky.
Naszym głównym miejscem spotkań był pobliski Spatif. Zrezygnowaliśmy z planowanych tam zdjęcia do filmu. W Spatifie słuchałem ich wspomnieć, które zawsze wracały do czasów, gdy nie trawiły ich choroby i zgorzknienie. Pamietam spacer po Sopocie. Nie pamiętam, kto kogo odprowadzał. Poznał nas Maciej Świeszewski. Planowaliśmy z Wojtkiem jakiś wspólny projekt, miałem zrobić dokument o tym, jak on z więźniami przygotowuje swój spektakl. Skończyło się na rozmowach, jakiś szkicach.
Dzisiaj pochowano Wojtka Misiuro. (1 kwietnia 2010)
Film dokumentalny o Macieju Świeszewskim "Ostatnia Wieczerza".