Dzisiaj odszedł Marcin Trzciński. Dobry człowiek. Odszedł za szybko. Nasza znajomość trwała lata. Poniżej rozmowa moja i Piotra Pytlakowskiego z Marcinem Trzcińskim, zamieszczona w książce „Biuro Tajnych Spraw. Kulisy Centralnego Biura Śledczego”. Marcin (2).jpg

 

Marcin Trzciński spotyka się z nami w podwarszawskiej miejscowości. Zajmuje się działalnością konsultingową, buduje wizerunek firm, głównie specjalizujących się w budowie infrastruktury. Swoją pracę w ministerstwie wspomina często i z nostalgią, ponieważ był to ważny epizod w jego życiu zawodowym. Miał wówczas poczucie, że uczestniczy w czymś niesłychanie istotnym, bo jak inaczej nazwać rewolucyjną zmianę sposobu myślenia o roli policji w systemie bezpieczeństwa? 

Siedzimy na tarasie, pijemy dobrą kawę i rozmawiamy. Malutki york próbuje nam przeszkadzać: poszczekuje groźnie i natychmiast nadstawia się do głaskania. Identycznego yorka ma Wojciech Walendziak. To zabawne, że twardzi faceci, którzy uczestniczyli w tworzeniu CBŚ, gustują w miniaturowych terierach. A jeszcze zabawniejsze jest to, że podobne pieski są ulubionymi maskotkami niektórych znanych nam gangsterów.

– W jaki sposób był pan zaangażowany w sprawę tworzenia CBŚ? – zapytaliśmy Marcina Trzcińskiego.

– W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych byłem dziennikarzem PAP. Pamiętam, że razem z dziennikarką „Rzeczpospolitej”, panią Anną Marszałek, czuliśmy taką potrzebę scentralizowania pionów do spraw zwalczania przestępczości zorganizowanej i narkotykowej i oddania ich pod bezpośredni nadzór komendanta głównego policji. W tamtym czasie te piony podlegały komendantom wojewódzkim i chyba dlatego były bardzo mało skuteczne. Tej małej skuteczności dopatrywaliśmy się w tym, że policjanci, którzy pracowali na przykład w Radomiu, w Kielcach czy w Białymstoku, byli powiązani de facto z pewnymi lokalnymi układami personalnymi. Byliśmy pewni, że gdyby udało się wyrwać tych policjantów z zależności lokalnych, można byłoby zapewnić większą siłę policji.

– Taka idea w policji już kiełkowała. Andrzej Borek mówi, że wymyślił ją w 1998 roku zastępca komendanta głównego policji Józef Semik.

– Ja nic na ten temat nie wiem. O sprawczej roli generała Semika nie słyszałem.

– Był pan dziennikarzem, a potem zamiana miejsca i zostaje pan urzędnikiem państwowym.

– Kiedy Marek Biernacki w 1999 roku został ministrem spraw wewnętrznych, zaproponował mi pracę. I tak zostałem jego doradcą i jednocześnie rzecznikiem prasowym.

– I doradzał mu pan utworzenie CBŚ?

– Kiedy zaczynałem pracę z Markiem Biernackim, bardzo często mu wspominałem o potrzebie scentralizowania pionów policyjnych. Dobrze znałem policjantów, którzy za tym optowali: Wojtka Walendziaka, Andrzeja Borka, Andrzeja Domańskiego. Tadeusza Kotułę poznałem później. Próbowałem, nieładnie mówiąc, udrożnić kanały komunikacji między policjantami, głównie Wojtkiem Walendziakiem, a bezpośrednio Markiem Biernackim. Byłem przekonany, że powołanie nowej struktury policyjnej może być najlepszą decyzją w jego kadencji. Wstyd przyznać, ale dość namolnie namawiałem Biernackiego do przeanalizowania potrzeby stworzenia CBŚ. Wtedy jeszcze tej nazwy nie używaliśmy. 

– Biernackiego to nie interesowało?

– Z Markiem była taka sytuacja, że kiedyś wieczorem wpadłem do jego gabinetu i mówię, że musimy porozmawiać. On na to, że jeżeli znów o tym CBŚ, to mnie kopnie w dupę. A ja mu: chcesz, to kop, ale porozmawiać musimy. To, rzecz jasna, żarty. Od początku kupił tę ideę.

– Podobno jego poprzednik, Janusz Tomaszewski, nie był entuzjastą tego pomysłu. 

– Tego dobrze nie pamiętam, ale wtedy nie było chęci ani woli utworzenia takiego biura. To się zmieniło za kadencji Biernackiego. Pamiętam na początku 2000 roku śniadanie robocze, gdzie wszyscy zastanawiali się nad nową strukturą. Był tam doradca ministra Wojtek Wróblewski, bodajże Andrzej Przemyski, była dość liczna grupa sześciu lub siedmiu osób. Ktoś wtedy rzucił hasło, że w CBŚ powinien być wydział do zwalczania przestępczości samochodowej, zwalczania prostytucji i handlu ludźmi itd. I wtedy zadałem pytanie. Powiedzcie mi, po co istnieje grupa przestępcza: po to, żeby kraść samochody, czy po to, żeby handlować bronią, czy po to, żeby organizować prostytucję? Nie, po to, żeby zarabiać pieniądze! Powiedziałem, że według mnie CBŚ powinno być złożone z trzech wydziałów: do spraw przestępczości zorganizowanej, narkotykowej i gospodarczej. Bo najważniejszą rzeczą jest uderzyć w finanse gangsterów, a wszystko to miał spajać czwarty wydział, analizy kryminalnej, bo wiadomo, że osoba, która chodzi na przykład w narkotykach, często przewija się również w innych sprawach. Wielkim problemem jest brak koordynacji. Skutkiem braku koordynacji był brak skuteczności. Później udało się tę ideę przekuć w rzeczywistość. Komendant główny Janek Michna podpisał odpowiednie zarządzenie. 

– CBŚ miało podlegać bezpośrednio zastępcy komendanta głównego policji. Został nim Adam Rapacki.

– Marek Biernacki zapytał mnie, kto z kandydatów na zastępcę komendanta głównego jest lepszy, Jerzy Nęcki czy Rapacki. Wskazałem na Rapackiego.

– Dlaczego?

– Dlatego, że Rapacki według mnie jest lepszym specjalistą.

– Przymierzano go na stołek dyrektora CBŚ. Dlaczego nim nie został?

– Bo to nie było jego zadanie, on miał być wicekomendantem Komendy Głównej Policji nadzorującym CBŚ, a dyrektorem Biura miał zostać Andrzej Borek. Andrzej brał ogromny udział w tworzeniu biura, to było naturalne, że został dyrektorem. Biernacki kazał mi wpaść do Rapackiego do Wrocławia i powiedzieć, żeby stawił się u niego osobiście. I tak wyglądał awans Rapackiego na zastępcę komendanta głównego.

– Borek był dobrym szefem CBŚ?

– Świetnym. Uważam, że ta grupa, która była wtedy w Biurze, stanowiła cały motor sukcesu. Ale też poparcie dla policji w naszym kraju poprzez działalność CBŚ wzrosło nieprawdopodobnie. Poczucie bezpieczeństwa i wsparcie społeczeństwa dla policji skoczyło wtedy do ponad 50 procent. To był trochę PR-owy zabieg, ale z rzecznikami policji, Pawłem Biedziakiem i Zbyszkiem Matwiejem, bardzo mocno pracowaliśmy nad tym, żeby stworzyć nową jakość w policji. Znajomi policjanci dzwonili do mnie z pytaniami, jak się można dostać do CBŚ, bo oni też chcieli być superpolicjantami. Powstała elita.

– Przetrwała do dzisiaj?

– Jak patrzę z perspektywy lat, niestety, nie ma już takiej elity. CBŚ stało się kolejną trzyliterówką w polskich służbach.

 

10.06.2016