Nie tylko o filmie. Rozmowa dla Weszlo.com
Latkowski: Mamed miał do mnie dużo cierpliwości, to na pewno. Jakoś to wytrzymałeś.
Chalidow: Powiem ci, opłacało się.
Sądziłem, że Sylwek będzie nagrywał moje treningi, raz na jakiś czas wrzuci jakieś walki. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Dopiero jak obejrzałem film, doszło do mnie, że on nie jest o MMA, jakie znają ludzie. Zamurowało mnie, moja żona też siedziała lekko otumaniona. Tam nie ma fajerwerków. Pokazana jest druga, czasami ciężka strona. Szanuję Sylwka, bo jest naprawdę dobry w tym, co robi. Łapał mnie między treningiem, ważeniem, wychwycił bardzo ważne momenty. Powstał specyficzny obraz. Po projekcji miałem przekonanie, że to właśnie chciałem powiedzieć.
Sylwester, jesteś kibicem MMA?
Latkowski: Byłem na dwóch galach. Pierwszą, w Ergo Arenie, widziałem z perspektywy kuchni. Na drugiej, Live in Studio, nie wytrwałem do końca. Zobaczyłem Sławka Jastrzębowskiego i twittowaliśmy sobie podczas walk. Pojawiłem się tam tylko po to, żeby ustalić z Mamedem kilka rzeczy. „Boże, jak ty się męczysz. Widzę, że to totalnie cię to nie interesuje” – zauważył. Ja jestem człowiekiem, który nie ogląda meczów, w ogóle sportu.
Po „Klatce” mówiłeś: „Jestem od pokazywania pewnych spraw, ale nie od wydawania wyroków. Dokument, według mnie, służy temu, żeby coś wykrzyczeć, powiedzieć, poruszyć”.
Tym razem nie chciałem niczego wykrzyczeć. Zamierzałem zrobić coś, co zdystansuje mnie od rzeczywistości, w której byłem. Powiem ci, że dwa lata bycia szefem „Wprost” to była jazda na rollercoasterze. Co ja tam wyprawiałem! Nie chodzi tylko o aferę podsłuchową, wejście ABW, ale o wszystkie głośne tematy. Lubię takie, a nie inne dziennikarstwo.