Haracz a prasa lokalna
Napisał do mnie wójt pewnej miejscowości w Polsce. Lektura jego e-maila każe postawić pytanie: Czy pod pozorem prowadzenia lokalnej gazety wymuszany jest na samorządach haracz, którym kupuje się spokój? Samorządy, które odmawiają uczestnictwa w ww. procederze, są zastraszane, nękane i często pod taką presją podpisują umowę z lokalnym medium.
„Witam serdecznie. Pragnąłbym Pana zainteresować tematem (aktualnie na czasie. W Sejmie RP są omawiane pierwsze propozycje związane z regulacjami w tym obszarze) dotyczącym wydawania informatorów samorządowych i połączonych w tym obszarze działań pseudoprasy lokalnej (pewnie proceder dotyczy dużej części Polski). Otóż pod pozorem prowadzenia lokalnej gazety na samorządach wymuszany jest haracz, którym kupuje się spokój. Samorządy, które odmawiają uczestnictwa w ww. procederze, są zastraszane, nękane i często zmuszane podpisują umowę, po czym mając spokój przekazują swoje materiały do pseudoniezależnej prasy. Pikanterii dodaje fakt, że czytelnik nie jest wstanie odróżnić, co jest artykułem gazety, a co materiałem samorządu.”
Tak często piszemy o niezależności mediów, wolności dziennikarskiej. Zwracamy uwagę na słabość lokalnych tytułów. Ale w ten sposób chyba nigdy nie pomyśleliśmy. Wszystko ma dwie strony.