Wszystkie ręce umyte. Sprawa Barbary Blidy
„Wszystkie ręce umyte. Sprawa Barbary Blidy”. (współautor Piotr Pytlakowski), wydawnictwo Muza, 2010
Wstęp, czyli dlaczego powstała ta książka
Sprawą samobójstwa Barbary Blidy – tak przecież brzmiały komunikaty – byliśmy zaskoczeni tak samo zaskoczeni jak większość Polaków. Jak poinformowano, 25 kwietnia 2007 r., do wieloletniej posłanki z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, byłej minister budownictwa, przyszli funkcjonariusze ABW, bo była podejrzana o związki z tzw. mafią węglową i o korupcję. Według tej wersji, za zgodą agentów udała się do łazienki i tam, wykorzystując nieuwagę towarzyszącej jej funkcjonariuszki, wyjęła rewolwer, przyłożyła sobie do piersi i strzeliła. Wszystko wydawało się logiczne. Popełniła samobójstwo z obawy przed kompromitacją. A to znaczyłoby, że faktycznie popełniła zarzucane jej czyny, tak przynajmniej komentowali to politycy z PiS.
Ale samobójstwo nie pasowało do rysunku psychologicznego Barbary Blidy. Uważano ją za osobę wyjątkowo twardą, energiczną i mocno stąpającą po ziemi. Nie wpadała w depresję, potrafiła walczyć do końca, przynajmniej w swoich zmaganiach politycznych. Dlaczego więc miałaby zastrzelić się w tak spektakularnych okolicznościach?! Nie zrobili tego politycy, których wcześniej w podobny sposób potraktowano: Emil Wąsacz (minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka) i Aleksandra Jakubowska (działaczka SLD, była rzecznikiem rządu, wiceministrem kultury i szefem gabinetu politycznego premiera Leszka Millera). Wąsacza atakowały SLD i PSL, zarzucając mu nieprawidłowości podczas prywatyzacji Domów Centrum, Telekomunikacji Polskiej i PZU, został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze już za rządów PiS, LPR i Samoobrony. Sąd uznał potem to zatrzymanie za bezzasadne. Jakubowską z kolei aresztowano, także w czasach PiS, pod zarzutem przyjęcia łapówki w wysokości pół miliona złotych. Do dzisiaj nie zapadł w tej sprawie prawomocny wyrok.
xxx
Głębiej zainteresowaliśmy się historią Barbary Blidy po rozmowie, jaką w nocy z 29 na 30 sierpnia 2007 r. odbyliśmy ze świeżo zdymisjonowanym (8 sierpnia) ministrem spraw wewnętrznych i administracji Januszem Kaczmarkiem. To właśnie wtedy zrodził się pomysł napisania tej książki i nakręcenia filmu dokumentalnego o tej historii. To przecież jasne, że dziennikarze muszą głębiej, niż tylko na potrzeby bieżącej publicystyki, przyglądać się zdarzeniom, które budzą wątpliwości. Szczególnie wówczas, kiedy można domniemywać, iż zostało naruszone nie tylko prawo materialne, ale i prawa ludzkie. Jeżeli państwowy aparat ścigania używa całej swej mocy, aby dopaść byłą minister i jest choćby cień podejrzenia, że sprawa ma motywy polityczne, to już wystarczający po- wód, aby przez specjalną lupę zbadać okoliczności.
Do pracy nad książką przystąpiliśmy bez z góry założonej tezy. Nie chcieliśmy wykorzystywać tej sprawy jako armaty do łatwego przecież i powszechnie stosowanego walenia w PiS. Ale nie zamierzaliśmy też angażować się w bezkrytyczną obronę Barbary Blidy. Jedyny plan, jaki przyjęliśmy, to jak najdokładniejsze przyjrzenie się okolicznościom i dopiero potem wysnucie wniosków.
Dziennikarz korzysta z innych narzędzi niż prokurator, często gryf tajności pozbawia go wglądu w materiały śledcze. Musi używać innych metod. Rozmawiać ze świadkami zdarzeń, zbierać relacje i dostępne dokumenty, analizować je i porównywać. Tak też uczyniliśmy.