Krótko o książce "Układ trójmiejski"
W "Układzie trójmiejskim" opowiedziane historie są pozornie odległe, niełączące się sprawy. Co mają ze sobą wspólnego? Łączą je bohaterowie, którzy przypadkowo zawsze przewijają się w tych opowieściach. I zawsze mają szczęście. Spadają na cztery łapy.
Chcę w tej książce wykorzystać swoją wiedzę, napisane artykuły, nagrania zebrane z rozmów, by rozwijać poszczególne wątki nitka za nitką. Mam nadzieję, że wtedy czytelnik zrozumie, że układ trójmiejski to nie spiskowa wizja rzeczywistości. On istnieje i ma konkretne twarze.
Niedawno zadałem pytanie jednemu z ważniejszych policjantów w Gdańsku: — Czym według ciebie różni się mafia trójmiejska od warszawskiej czy krakowskiej?
— Ja nie widzę żadnej mafii trójmiejskiej — uciął krótko.
Nie wierzyłem, że w roku 2017 usłyszę twierdzenie, że w Trójmieście mafii nie ma. Rozumiem, że ktoś mógł tak myśleć dziesięć, piętnaście lat temu, ale teraz stwierdzać, że Polska jest krajem wolnym od procesów dziejących się w Europie, zwłaszcza Wschodniej, którą dotknęły wszystkie kryminalne plagi związane z transformacją? Przypomniały mi się słowa wygłoszone w Sejmie 31 sierpnia 1995 roku przez ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego:
— Od miesięcy konsekwentnie namawiam do umiaru w ocenach, jeśli idzie o zjawisko mafijności. Mówię cały czas, że obserwujemy zaczątki pewnych procesów mafijnych, zaś o tej klasycznej, czy zbliżonej do klasycznej, mafii jeszcze mowy być nie może.
Mijają lata i nic się nie zmienia w takim sposobie myślenia. Dlaczego? Wygodniej mówić o grupach przestępczych, nie widzieć powiązań z ludźmi służb, politykami i wielkim biznesem, bo ma się lepsze samopoczucie? Łatwiej wtedy ogłaszać sukces w śledztwach, wyłapując płotki? No, może czasami grube ryby, ale nigdy tych, którzy naprawdę są najsilniejsi. Owszem, próbowano ich dopaść, ale zawsze nieskutecznie.
Zysk i Spółka Wydawnictwo, premiera 4 grudnia 2017