Kolejne prace i artyści, to wszystko, co zobaczyłem, wywoływało już tylko pusty śmiech. Wychodząc z Zachęty nie byłem nawet rozczarowany, raczej pusty. Sylwester-Latkowksi-zacheta (1).jpg

W sobotnie popołudnie wybrałem się do Zachęty, Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie, na wystawę fotografii Gordona Parksa zatytułowanej „Aparat to moja broń”. Zaskoczenie. Mała ilość prac Parksa i coś, co męczyło – fatalne oświetlenie. Oszczędność energii elektrycznej? Brak żarówek?

Ostatni raz w Zachęcie byłem na premierze swojego filmu „Ostatnia Wieczerza”, o malarzu Macieju Świeszewskim i jego obrazie o tym samym tytule.

 

 

O sztuce współczesnej mam tak samo złe zdanie jak on i Paweł Huelle, który suchej nitki na niej nie zostawił, opowiadając w filmie „Ostatnia Wieczerza” o konkretnych wykwitach niektórych, współczesnych „twórców”.

 

 

Po obejrzeniu fotografii Gordona Parksa, postanowiłem zajrzeć na dwie wystawy sztuki współczesnej, jakie także proponowano w Zachęcie.

Na jednej z nich cofnąłem się do rodzinnego miasta – Elbląga, do czasu młodości. Wtedy tam królowały „wyroby artystyczne ze stali”, oszpecając i tak szpetne miasto. Galeria EL i największy mecenas tych form sztuki współczesnej – Zamech. Jeszcze nadal uchodzi to za sztukę? – pomyślałem. Nie wierząc, że ciągle jest to możliwe.

Kolejne prace i artyści, to wszystko, co zobaczyłem, wywoływało już tylko pusty śmiech.

Wychodząc z Zachęty nie byłem nawet rozczarowany, raczej pusty. Kto nie widział fotografii Gordona Parksa, niech tam zajrzy, ale resztę wystaw sobie daruje.

 

IMG-1520 (1).jpg IMG-1509 (1).jpg IMG-1511.jpg IMG-1527 (1).jpg