Szef Durczoka zeznaje, prokuratorzy i Amber Gold oraz czym jest dziennikarstwo śledcze. IMG-1687 (1).jpg

 

Durczok: Adam Pieczyński od dawna znał wiele okoliczności

Poniedziałek, 28 grudnia

 

Kolejna rozprawa, jaką wytoczył Kamil Durczok. Nie pojawił się w sądzie. Zeznawał jego były szef, członek zarządu TVN ds. programów informacyjnych Adam Pieczyński. Treść jego zeznań nie może być ujawniona, ponieważ proces został utajniony.

Mogę tylko się odnieść do „Raportu Komisji TVN ds. Molestowania i Mobbingu”, który jest dokumentem miażdżącym dla byłego redaktora naczelnego „Faktów”, Kamila Durczoka.

Przypomnę, komisja została powołana po tekstach w tygodniku „Wprost” w lutym 2015 roku. W jej skład weszli: szefowa HR w TVN Agnieszka Trysła, dyrektor departamentu prawnego stacji Marek Szydłowski oraz prawnik z zewnętrznej kancelarii – Bartłomiej Raczkowski. Komisja, pracując od 16 lutego do 6 marca, przesłuchała 37 świadków, w tym Durczoka, i analizowała dokumenty. Oryginalny raport został sporządzony w języku angielskim. Po przygotowaniu dokumentu stacja TVN rozstała się z naczelnym „Faktów”. To właśnie w tym raporcie pada nazwisko Adama Pieczyńskiego.

Jak wiemy, TVN rozstał się z Kamilem Durczokiem polubownie. W raporcie jest z kolei wyraźnie napisane, że ustalenia są wystarczające, by wyrzucić Durczoka dyscyplinarnie. Ostatecznie jednak komisja tego nie rekomenduje. Dlaczego? Ponieważ Durczok na jej forum obciążył swego szefa, Adama Pieczyńskiego. W jaki sposób? „Pan Durczok stwierdził, że pan Adam Pieczyński od dawna znał wiele okoliczności, które mogłyby zostać wykorzystane do uzasadnienia zwolnienia dyscyplinarnego, oprócz tych dotyczących molestowania seksualnego. Oznacza to, że zwolnienie dyscyplinarne musiałoby w znacznym stopniu opierać się na tych zarzutach, a co za tym idzie, na zeznaniach osób pokrzywdzonych. Osoby te znalazłyby się w centrum możliwego postępowania sądowego i związanego z tym rozgłosu medialnego. Spowodowałoby to kolejne stresujące przeżycia u już pokrzywdzonych kobiet” – czytamy w raporcie.

Skoro mam zakneblowane usta, powiem tylko tyle, że Adam Pieczyński wniósł kilka nowych faktów do sprawy.

 

Sprostowanie

Poniedziałek, 28 grudnia

 

Dobiega koniec procesu w tzw. aferze podsłuchowej. Prokuratura chce dla Marka Falenty i kelnerów wyroku w zawieszeniu. Dla podsłuchanych polityków PO – bezwzględnego więzienia. Wiadomości TVP zamieściły materiał w tej sprawie. Do obejrzenia tutaj: https://wiadomosci.tvp.pl/28006850/proces-kelnerow

Muszę z różnych względów powtórzyć: Od 5 maja 2016 nie mam nic wspólnego z portalem Klulisy24.com

 

Najciężej w Polsce pracują posłowie

Wtorek, 29 grudnia

 

W „Faktach po Faktach” TVN24 wicepremier Mateusz Morawiecki bronił 30 tys. złotych kwoty wolnej od podatków dla posłów, stwierdzając, że wykonują bardzo ciężką pracę.

Ciśnie się na usta jeden komentarz: bardzo, zwłaszcza w sejmowym hotelowym barze „Za kratą”.

 

Prokuratorzy z Amber Gold grają w durnia

Wtorek, 29 grudnia

 

Kolejny dzień przesłuchań przed sejmową komisją śledczą do sprawy Amber Gold. Prokuratorzy na oczach wszystkich grają z nami w durnia. Wiedzą, że mogą, są bezkarni. Słuchając jednego z nich, w kontekście działań byłego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, który także postanowił w tej sprawie zagrać w durnia, zrzucając winę na podwładnych, bo ukryli przed nim pismo, przypominam sobie jego bierność w tej sprawie, kiedy już się dowiedział o niej. Zamykał oczy i nie reagował, na przykład na apel napisany przeze mnie i Michała Majewskiego na łamach tygodnika „Wprost”. 10 września 2012 roku pisaliśmy:

 

Przenieść śledztwo w sprawie Amber Gold z Trójmiasta

Prokurator Generalny Andrzej Seremet przekonywał, że afera „Amber Gold” zostanie do końca wyjaśniona i śledztwo przekazał we właściwe ręce – pod osobisty nadzór Dariusza Różyckiego, prokuratora okręgowego w Gdańsku. W ubiegłym tygodniu w artykule „Kulawe śledztwo” zapytaliśmy: Czy rzeczywiście są to właściwe ręce?

Od kilku miesięcy prokuratura okręgowa w Szczecinie, wspólnie z CBA, prowadzi śledztwo. Chodzi o podejrzenie korupcji wśród trójmiejskich śledczych i ludzi z wymiaru sprawiedliwości. W tej sprawie obok dwóch prokuratorów pojawia się właśnie postać Dariusza Różyckiego.

Sprawa szefa prokuratury okręgowej w Gdańsku podobna jest do sprawy prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Prokuratorzy z Trójmiasta nie szczędzili środków, by udowodnić, że Karnowski kupił auta za tanio i dał się skorumpować. Tymczasem drugą sprawę kolegi-prokuratora odpuścili.

O problemach szefa prokuratury w Gdańsku wie także od miesięcy prokuratura generalna. Na pewno od ubiegłego tygodnia, po lekturze naszego tygodnika, prokurator generalny jest tego świadomy. Sprawy jednak nawet nie skomentował. Nadal nie odsuwa Różyckiego od nadzorowania najgłośniejszego dzisiaj śledztwa w kraju.

Jeśli dodamy do tego postacie innych prokuratorów z Trójmiasta, którym sam prokurator generalny dał wotum nieufności, postulując zwolnienie jednego z nich, a wobec pozostałych wszczęcie postępowań dyscyplinarnych, dziwne jest, że Andrzej Seremet nie rozważa przekazania śledztwa do innej apelacji, poza Trójmiastem.

Jeśli się tak nie stanie, rację będzie miał jeden z naszych rozmówców, były prokurator z Gdańska, obecnie adwokat: – Nie bądźcie naiwni, służby i prokuratura nie są po to, by wyjaśnić takie sprawy, ale je przykryć. Gdyby nie wy, pismacy, dawno byłoby po sprawie.

 

To nie jest zawód dla oportunisty

Środa, 30 grudnia

 

W grudniowym miesięczniku „Playboy” o dziennikarzach śledczych. W Polsce termin ten jest nadużyciem. Autorowi tekstu Januszowi Schwertnerowi tak odpowiedziałem na jego pytania, w tej sprawie:

 

„Tylko czasami bywa się dziennikarzem śledczym. W Polsce nie ma dziennikarstwa śledczego, bo redakcji i wydawnictw nie stać na takie dziennikarstwo. Jest zbyt kosztowne.

Czasami trzeba zagryźć zęby, nie myśleć o konsekwencjach, jakie się poniesie po publikacji. A zawsze są mniejsze lub większe dla autora. Bo to myślenie paraliżuje. Większość tekstów w ogóle nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby poddać się strachowi.

Wiedzieć coś i zamykać oczy, ponieważ dopada nas strach? To nie wchodzi w grę.

Czasami nasze teksty są źródłem nieznanej organom ścigania wiedzy, często wywołują reakcję, o którą tak naprawdę nam chodzi. Wtedy zabierają się one za robienie naprawdę danego śledztwa, a nie udawanie, że je prowadzą. Bywa, że czasami dla policjanta, prokuratora jesteśmy ostatnią deską ratunku, by śledztwa nie skręcono. Częściej dziennikarz uważany jest za wroga, za kłopot.

Informator zazwyczaj ma złe intencje, współpracuje, bo chce się zemścić, dlatego nigdy nie można bezkrytycznie przyjmować tego, co mówi lub przekazuje. Zawsze należy weryfikować informacje.

Zawsze jest ktoś, komu nie pasuje nasze odkrycie i często jest się poddawanym mniejszej lub większej presji. Ale jeśli się zdecydowałeś, to nie możesz się cofnąć. To nie jest zawód dla oportunisty”.

 

Umowa na książkę podpisana

Czwartek, 1 grudnia

Podpisałem umowę na kolejną książkę. Ktoś się nią nieźle wkurzy.