Prawda o wariografie i upadek polskiego MMA. Zapiski z tygodnia
Wariograf w Polsce, czyli połowa wyników badań do kosza na śmieci
1 kwietnia, 2022, piątek
Ostatnio słyszymy dużo o badaniu wariografem, który ma stać się wyrocznią prawdy. W opisywanej przeze mnie ostatnio sprawie Olewnika ma być to jeden z rozstrzygających dowodów na niewinność Jacka Krupińskiego, przyjaciela Krzysztofa Olewnika. Wariograf ma też świadczyć na korzyść bankiera Leszka Czarneckiego, a teraz mógłby pogrążyć Jarosława Kaczyńskiego.
A jak wygląda rzeczywistość badań wariografem w Polsce? Przede wszystkim mamy, jak napisał w swojej pracy Jan Widacki, do czynienia „z niespójnością i pewna chwiejnością orzecznictwa sądów apelacyjnych i Sądu Najwyższego”
W 2015 roku Sąd Najwyższy w 2015 roku uznał, że wynik badań to opinia biegłego, którą sądy powinny oceniać z dużą ostrożnością – relacjonuje PAP. Dodano, że potoczna nazwa urządzenia "wykrywacz kłamstw" jest "daleko idącym uproszczeniem", gdyż urządzenie rejestruje jedynie "ślady emocjonalne w psychice osoby badanej", a opinia z badań nie jest dowodem winy i ma "ograniczoną skuteczność".
Pytanie prawne zadał Sąd Apelacyjny w Poznaniu, rozpatrując apelację sprawy Andrzeja S., skazanego przez sąd okręgowy na 15 lat więzienia za próbę zabójstwa konkubiny. W śledztwie prokurator zarządził przebadanie S. wariografem (na jego własny wniosek). Sąd Okręgowy uznał opinię biegłego za nieprzydatną dla rozstrzygnięcia sprawy, bo "wariograf rejestruje subiektywny obraz śladów pamięciowych zapisanych w pamięci osoby badanej, bez względu na prawdę obiektywną".
Sędzia SN Michał Laskowski przedstawił wywód co do użycia wariografu w polskim postępowaniu karnym, stwierdził, że wariograf rejestruje jedynie zmiany fizjologiczne badanego, połączone z rekcjami emocjonalnymi na tzw. pytania krytyczne - podkreślił sędzia. Dodał, że do 2003 r. dominował pogląd o zakazie posługiwania się wariografem w postępowaniu karnym, co zmieniło się po ówczesnej nowelizacji prawa. Dopuszczono to, w formie opinii biegłego z badań (nie w ramach przesłuchania), za zgodą danej osoby, "w celu ograniczenia kręgu osób podejrzanych lub ustalenia wartości dowodowej ujawnionych śladów". Sędzia podkreślił, że badanie takie biegły może też przeprowadzić wobec osoby podejrzanej lub oskarżonej - zawsze za jej zgodą.
"Opinia taka polega takiej samej ocenie przez sąd jak każda inna, w ramach zasady swobodnej oceny dowodów" - wyjaśnił sędzia. Zwrócił uwagę, że w świetle tej zasady nie ma też powodu by uznać że może ona oceniana albo jedynie na korzyść danej osoby, albo też na jej niekorzyść. "Ocena ta powinna być bardzo staranna, przy braniu pod uwagę wszystkich wad tego badania, bo przecież badana osoba może wpływać na jego wynik" - oświadczył sędzia. Dodał, że wartość opinii z takiego badania maleje wraz z upływem czasu od badanego zdarzenia.
Na koniec sędzia Laskowski podkreślił, że odmowa zgody danej osoby na takie badanie nie powinna być interpretowana na jej niekorzyść, a zgoda - na jej korzyść. "Odmowa może przecież wynikać z braku przekonania co do tej metody, a nie oznacza, że ma się coś do ukrycia" - oświadczył.
Jan Widacki pisze „W profesjonalnej praktyce poligraferskiej w większości krajów, wyniki nierozstrzygające, (zaliczające wynik badania do grupy IC) nie przekraczają kilkunastu procent, a wedle standardów przyjętych przez APA powinny stanowić mniej niż 20%. W naszej praktyce, takich wyników jest znacznie więcej, ponad 50%.”
W 2004 roku Stowarzyszenie Poligraferów Polskich stwierdziło, że z analizy materiału badawczego, a ściślej opinii poligraficznych w sprawach karnych, zmusza do przyjęcia wniosku, że po 2004 roku żaden istotny postęp, „ulepszenie” czy wreszcie standaryzacja opinii poligraficznych w Polsce nie nastąpiła. Eksperci opiniują wedle stworzonych przez siebie wzorców i formuł językowych, narażając się coraz częściej na gruntowną krytykę, ale przede wszystkim na to, że wśród organów procesowych zapanowało przekonanie o niskiej użyteczności takich badań dla procesu i w konsekwencji nie są one zlecane.
O co chodzi w drugim procesie Olewnika? Poszlaki wskazują na jego przyjaciela. Czytaj >>>
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego przypomina sędziom o bezmyślnym klepaniu aresztów
2 kwietnia 2022, sobota
Małgorzata Manowska, pierwsza prezes Sądu Najwyższego w rozmowie z Andrzejem Gajcy dla Onet udzieliła wywiadu, który, nawiązał do wojny w środowisku sędziowskim. Pozostawmy to na boku. Dlaczego? Bo dobra jest riposta, która pokazuje czym jest dzisiaj areszt tymczasowy. Uzasadnia też, dlaczego robię film poświęcony tej tematyce.
Andrzej Gajcy: Ale przecież tutaj jeden sąd polski wydaje prawomocny wyrok, a drugi go wprost nie respektuje.
Małgorzata Manowska: Formalnie mamy dwa prawomocne orzeczenia sądów.
AG: No i?
MN: No i mamy pat. Ja nie wiem co. Każde rozwiązanie siłowe jest złe. W mojej sędziowskiej, prawniczej głowie nigdy nie powstała myśl, że dojdzie do takiej sytuacji.
AG: Abstrahując od oceny działalności sędziego Igora Tulei, bo można ją różnie oceniać, to jak inaczej niż stosowaniem represji wobec sędziów, którzy wbrew obozowi rządzącemu respektują wyroki i orzeczenia europejskich trybunałów należy takie postępowanie nazwać?
MN: Wydaje mi się, że naprawdę jest bardzo wiele przesady w tych sformułowaniach. Natomiast z całą pewnością jest bardzo złą sytuacją, kiedy sędzia jest tak długo zawieszony. Takie przeciąganie nigdy nie powinno mieć miejsca, ale może coś dobrego z tej złej sytuacji wyniknie. Może niektórzy sędziowie w ten sposób zrozumieją sytuację aresztantów, którzy siedzą w zakładach karnych miesiącami lub latami na zasadach tymczasowego aresztu bez prawomocnego wyroku. Natomiast jest to sytuacja oczywiście nie do przyjęcia, żeby sędzia był tyle czasu zawieszony.
Żenada, to już zasada w polskim MMA
3 kwietnia 2022, niedziela
Rwetes z jakiego dziwadła związanego z MMA. Zmilczę powód. Od dawna MMA w Polsce to schodzenie na kolejny poziom dna. Spójrzcie, kto się zaczyna okładać na niby poważnych galach, w organizacjach i federacjach. Nawet mój znajomy didżej (czyli osoba miksującaca muzykę do tańca i nie tylko) ma teraz wejść do klatki federacji, gdzie budowała się marka MMA w Polsce. Przypomniało mi to, jak obruszała ściemniaczy od biznesów MMM na mój film dokumentalny „Klatka”, a teraz nie widzą swej żenady.