Oskarżony w sprawie Olewnika nie wie o procesie
Wróćmy do 2012 roku. Co o nim wtedy pisałem? Nazywa się Mikołaj B. W świecie przestępczym nazywają go Borek, Windus. Twierdzi, że współpracował z Centralnym Biurem Śledczym i Urzędem Ochrony Państwa. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku ściga go za to, że w listopadzie 2001 r. wyłudził 13 tys. zł od Włodzimierza Olewnika, oraz za to, że utrudniał śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika.
Ścigany odzywa się do mnie
Ścigany postanowił się odezwać do mnie po publikacji we "Wprost” opisu eksperymentu procesowego przeprowadzonego przez prokuratorów i funkcjonariuszy CBŚ w domu Krzysztofa Olewnika. Przypomnijmy. Eksperyment pokazał, że na nowo należy napisać historię tego, co się wydarzyło 11 lat temu w Drobinie.
Mikołaj B. opowiedział jak trafił do Drobina:
– Pojechałem do Kutna pociągiem, a stamtąd odebrał mnie Stanisław Paciorek, "szef grupy operacyjnej”. Powiedział, że nie mają nic. Pan Włodzimierz ulokował mnie w swoim domu i od razu zaczął traktować jak kolejną wielką nadzieję. Jak się później zorientowałem, robił tak wobec każdego nowego pomocnika. Co dzień rano przychodził do mnie z zeszytem, w którym miał wszystkie swoje notatki, i opowiadał wszystko, co wiedział. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że on mógł coś wiedzieć na temat porwania, i do dziś uważam, że na tym etapie, w 2001 r., pan Włodzimierz nie wiedział nic. Jednak już wtedy systematycznie ukrywał dowody mogące świadczyć o ciemnej stronie życia Krzysztofa.
Poprosiłem Olewnika o możliwość obejrzenia domu. Znalazłem pakiet zdjęć z jakichś imprez Krzyśka. Była na nich elegancka blondynka w jego objęciach. Zauważyłem też na stole dużo butelek i na pewno płytę, na której był biały proszek. Teraz nie pamiętam, ale ktoś z rodziny Krzyśka, która wtedy ze mną tam była, zabrał mi zdjęcia z ręki i powiedział, że to dziewczyna ze Szczecina. Z moich informacji wynikało, że to była dziewczyna jednego z gangsterów. Olewnik prosił, żebym o tym nikomu nie mówił, i przestał być już dla mnie taki miły. To, że w domu Krzysztofa zginęła prostytutka, słyszałem jeszcze w Płocku.
Obawia się o swoje życie
Mój rozmówca wspomina, że chciałby już zamknąć tę sprawę, ale obawia się o swoje życie. Mówi:– Zgłosiłem się do pana, bo wiem, że zeznań i tak nie uniknę, jeśli chcę dalej odwiedzać swoich synów w Polsce. Co ja mam temu prokuratorowi powiedzieć? Jaką mogę mieć pewność, że kolejny prokurator nie jest poukładany? Czego się boję? Boję się naszych służb i mam ku temu konkretne powody. Wiem, że jakbym trafił do więzienia, to na pewno z niego bym nie wyszedł.
Kolejny raz zaginął
Ostatecznie wrócił do Polski, w czym pośredniczyłem. Nic mu się nie stało. Kiedy spojrzałem na nowy akt oskarżenia i zobaczyłem jego nazwisko, zaskoczyło mnie to, a zwłaszcza fakt, że prokuratura nie ma z nim kontaktu i wnioskuje o rozpoczęcie z nim procesu.
Prokuratura oskarża go, że „w okresie od 10 listopada 2001 r. do 17 listopada 2001 r. w Drobinie w województwie mazowieckim doprowadził Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w postaci przekazania mu kwoty 13 000 złotych, wprowadzając pokrzywdzonego w błąd co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców uprowadzenia Krzysztofa Olewnika, co do możliwości przeprowadzenia badań identyfikacyjnych śladów biologicznych na odzieży przekazanej przez rodzinę Krzysztofa Olewnika oraz co do podejmowania innych działań zmierzających do odnalezienia uprowadzonego Krzysztofa Olewnika, - to jest o popełnienie przestępstwa z art. 286 §1 k.k”
Z polecenia Krzysztofa Rutkowskiego
Mikołaj B. według prokuratury miały fikcyjnie pomagać w poszukiwaniach Krzysztofa Olewnika. „Wymieniony został polecony rodzinie uprowadzonego przez pracowników Biura Detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego jako osoba dysponująca możliwościami „namierzenia" sygnału telefonu komórkowego, z którego sprawcy uprowadzenia kontaktowali się z rodziną Krzysztofa Olewnika oraz podjęcia innych działań zmierzających do ustalenia miejsca pobytu uprowadzonego.
Na początku października 2001 roku Mikołaj B. nawiązał kontakt z Andrzejem Rajewiczem z warszawskiej filii Biura Detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego, oferując współpracę z biurem i powołując się na posiadane kontakty w środowiskach przestępczych. Ponadto Mikołaj B. określał siebie jako pracownika Centralnego Biura Śledczego na „kontrakcie". Andrzej Rajewicz odesłał go do filii biura w Poznaniu, pozostawiając sobie jednak numer telefonu Mikołaja B.
Już w dniu uprowadzenia Krzysztofa Olewnika, to jest 27 października 2001 roku, Włodzimierz Olewnik zlecił prowadzenie w tej sprawie czynności Biuru Detektywistycznemu Krzysztofa Rutkowskiego. W imieniu rodziny umowę podpisała Anna Olewnik -Mikołajewska. Biuro otrzymało z góry wynagrodzenie w kwocie 20 000 zł + VAT. Po upływie kilku dni od uprowadzenia Krzysztofa Olewnika Andrzej Rajewicz zwrócił się do Mikołaja B., by ten pozyskał informacje na temat uprowadzenia. Informacje te Mikołaj B. przekazywał telefonicznie Andrzejowi Rajewiczowi, a ten przesyłał je dalej Sławomirowi Paciorkowi, który wraz z grupą pracowników Biura Detektywistycznego, od dnia 27 października 2001 roku, przebywał w domu rodziny Olewników w Świerczynku i prowadził poszukiwania Krzysztofa Olewnika w okolicach Drobina. Następnie około dnia 8 października 2001 roku Mikołaj B. nawiązał bezpośredni kontakt telefoniczny ze Sławomirem Paciorkiem i ostatecznie uzgodniono, że przyjedzie on do Drobina by na miejscu pomóc w poszukiwaniach Krzysztofa Olewnika.
Mikołaj B., około dnia 9 listopada 2001 roku, za pośrednictwem Sławomira Paciorka, namówił rodzinę uprowadzonego by dostarczyli do Poznania marynarkę, którą Krzysztof Olewnik używał w dniu zdarzenia, celem przeprowadzenia badań identyfikacyjnych znajdujących się na niej śladów DNA. W tym zakresie Mikołaj B. powoływał się na swoje wpływy w Politechnice Poznańskiej twierdząc, że zna szefa tamtejszego oddziału genetyki, która to instytucja miała przeprowadzić badania DNA. Powoływał się przy tym na osobę z materiałem porównawczym została zawieziona przez pracownika Włodzimierza Olewnika do Poznania tego samego dnia. Mikołaj B., nie przedstawiając żadnych wyników przeprowadzonych badań, poinformował rodzinę, iż znajdują się na niej zaplamienia odpowiadające dwóm różnym grupom krwi.
Mikołaj B. przybył do Drobina w dniu 10 listopada 2001 roku, podając się przed pracownikami Krzysztofa Rutkowskiego za osobę współpracującą z Centralnym Biurem Śledczym. Twierdził przy tym, że odbywał szkolenia za granicą, a w kraju działał jako „policjant pod przykryciem". W tym czasie w Drobinie, w domu Krzysztofa Olewnika, pozostawali zakwaterowani pracownicy Biura Detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego. W domu Włodzimierza i Ewy Olewników przebywał natomiast kierujący działaniami grupy detektywów Sławomir Paciorek.
Mikołaj B. został zakwaterowany w usytuowanym w Świerczynku domu Włodzimierza i Ewy Olewników. W rozmowach z Włodzimierzem Olewnikiem i Anną Olewnik - Mikołajewską powoływał się na swoje wpływy w Centralnym Biurze Śledczym Komendy Gtównej Policji, Urzędzie Ochrony Państwa oraz w bliżej nieokreślonej jednostce prokuratury w Warszawie. Pokrzywdzonych informował wręcz, że jest obecnym lub byłym pracownikiem CBŚ. Twierdził również, że był na stosownych szkoleniach za granicą oraz był współpracownikiem policji działającym „pod przykryciem" w strukturach grup przestępczych. Potwierdzał, że ma możliwość namierzenia sygnału telefonu komórkowego. Na swoje żądanie otrzymał on od Włodzimierza Olewnika i Anny Olewnik - Mikołajewskiej na potrzeby prowadzenia poszukiwań: telefon komórkowy nowej generacji nieustalonej marki o wartości około 3 000 złotych oraz laptopa. Mikołaj B. otrzymał również od pokrzywdzonych kwotę 10 000 złotych, które - jak twierdził - są mu niezbędne na zakwaterowanie w hotelu w Płocku dwóch współpracujących z nim ludzi.
W trakcie współpracy z rodziną uprowadzonego Mikołaj B. przekazał zainteresowanym informacje, że telefon sprawców logował się na terenie Płocka - na moście i w okolicach centrum. Informacje te były nieprawdziwe, albowiem jak ustalono na podstawie sporządzonej analizy kryminalnej telefon, którym w kontaktach z rodziną uprowadzonego posługiwali się sprawcy w okresie pobytu Mikołaja B. w Świerczynku nie logował się w Płocku. W czasie nawiązywanych przez sprawców w dniu 11 listopada 2001 roku kontaktów telefonicznych z numerem użytkowanymi przez Włodzimierza Olewnika i Lecha Mikołajewskiego telefon komórkowy sprawców logował się na terenie giełdy samochodowej w Słomczynie. Następnie do dnia 18 listopada 2001l roku nie wykonywano z niego żadnych połączeń. Natomiast w dniach 18 i 19 listopada 2001l roku telefon ten logował się na terenie Warszawy i Łodzi.
Pracownikom Biura Detyktywistyczny Krzysztofa Rutkowskiego Mikołaj B. wskazywał również miejsca jakie należy sprawdzić oraz zlecił całonocną obserwację jakiejś posesji. Mikołaj B. wiedział, że nieprawdziwe informacje, które przekazuje pracownikom ww. Biura Detektywistycznego zostaną przez nich przekazane policji. W ten sposób wpływał on na realizację przez funkcjonariuszy policji niecelowych i nieefektywnych czynności weryfikacyjnych w ramach prowadzonego postępowania przygotowawczego oraz towarzyszących im działań operacyjnych.
Mikołaj B. był wożony we wskazane przez siebie miejsca, między innymi przez pracownika Włodzimierza Olewnika Szczepana Jankowskiego, a w trakcie tych wyjazdów udawał, że przy pomocy laptopa i telefonu komórkowego namierza jakieś sygnały. Mikołaj B. przebywał w Świerczynku do dnia 17 lub 18 listopada 2001 roku, a następnie na skutek nieporozumień z pracownikami Biura Detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego, na polecenie Andrzeja Rajewicza opuścił dom rodziców uprowadzonego. Opuszczając Świerczynek Mikołaj B. zwrócił użyczony mu laptop, zatrzymując telefon komórkowy. Podejrzany nie rozliczył się również z pokrzywdzonymi z otrzymanej kwoty 10 000 złotych.”
Tyle prokuratura.
Bez problemu kontaktuje się z Mikołajem B.
Zdziwiony kontaktuje się z Mikołajem B. Zostawmy na boku to, dlaczego ja potrafię się z nim skontaktować, a nie prokuratura. Mikołaj B. jest zaskoczony i rzuca:
- Dziękuje, bo gdyby nie pan, to bym nie wiedział o sprawie. Ja nie chcę już "kręcić afer", ale jak będę zmuszony, to tym razem powiem wszystko.
Proszę o komentarz do zarzutów prokuratury, stwierdza krótko:
- Boże co za bzdury!
I obiecuje wszystko wyjaśnić.