Nie myślał, że trafi na ławę oskarżonych – lokalny bron SLD z Sierpca
Grzegorz K., lokalny działacz SLD i były wicestarosta z Sierpca, od początku tej sprawy był przedstawiany, jako czarny charakter i oskarżany przez Włodzimierza Olewnika o wyłudzanie pieniędzy za rzekomą pomoc w poszukiwaniu syna.
Dziennikarka Anita Czupryn w 2009 roku tak opisywała ( cały artykuł >>>) Grzegorza K.:
„W 20-tysięcznym Sierpcu, powiatowym miasteczku koło Płocka, o K. wciąż się dyskutuje, choć on sam po rozwodzie wyniósł się do Warszawy, gdzie od roku jest prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej na Woli.
Znajomi K., niegdyś związani z samorządem Sierpca, mówią o nim chętnie, ale nie chcą podawać nazwisk.
- Tu rządziła sitwa - wspomina przełom lat 1999 i 2000 jeden z nich. - Typowe dla małego miasteczka: kto nie jest w układzie, nie ma szans.(…)
Na początku lat 90. wyjechał na budowę do Niemiec. Po powrocie handlował trochę samochodami, a trochę pracował w barze swojej żony. I nagle został szefem biura posła Andrzeja Piłata, płockiego barona SLD.
W 2000 r. K. zostaje wicestarostą. "Ja Piłatowi jestem potrzebny, żeby mu szynki i balerony od Olewnika przywozić" - mawiał.
Lubił chwalić się znajomościami z politykami. O Ryszardzie Kaliszu mówił "Rysiu", o Leszku Millerze, że są kumplami. Był przyjacielem Wojciecha Kęsickiego, komendanta policji w Drobinie i organizatora feralnego przyjęcia u Olewników, po którym, w nocy z 26 na 27 października 2001 r., Krzysztof został porwany.
W Sierpcu K. był panem. W Płocku mówiono na niego "lokaj Piłata". W 2001 roku poznaje Joannę, atrakcyjną 24-letnią blondynkę z działu windykacji w firmie Olewnika. Dziś jest detektywem, zajmuje się sprawą Olewnika. - Należałam do SLD w Płocku, ale gdy zaczęłam pracować w Drobinie u Olewnika, przeniosłam się do Sierpca - opowiada. - A tam szefem koła SLD był K.. To było miesiąc po porwaniu Krzysztofa. Na pierwszym zebraniu SLD, gdy Korytowski dowiedział się, że pracuję u Olewnika, zaczął mnie wypytywać, co wiem o porwaniu. Wielokrotnie potem dawał mi do zrozumienia, że może wiedzieć, gdzie znajduje się Krzysztof. Powiedział, że może być pośrednikiem między porywaczami a Olewnikami. Wiedział, że Krzysztof jest przetrzymywany, że bandyci podają mu narkotyki.(…)
W maju 2002 r. do Olewnika przychodzi "Gienek" (Eugeniuszem D. – od aut.), gangster związany z grupą Franiewskiego, która porwała Krzysztofa. - Byłam wtedy w firmie, robiłam "Gienkowi" kawę - mówi Joanna. - To wtedy "Gienek" powiedział, że będzie prowadził negocjacje z porywaczami, a gwarantem miał być K.(…)
W maju 2005 r. policjanci z CBŚ wpadli do mieszkania K. Postawiono mu początkowo zarzut nielegalnego posiadania broni, amunicji i niemieckiego dowodu osobistego. Jako podejrzany miał dostęp do akt wszystkich dotyczących Krzysztofa Olewnika i "Gienka" (Eugeniuszem D. – od aut). Miesiąc później olsztyńska prokuratura umorzyła część postępowania przeciwko "Gienkowi", dotyczącą jego udziału w porwaniu.”
O herbatce i strzelaniu z Krzysztofem Olewnikiem
Razem z Piotrem Pytlakowskim opisywaliśmy go w 2009 roku w książce „Olewnik. Śmierć za 300 tysięcy”, twierdził, że Krzysztofa poznał, kiedy chłopak chodził jeszcze do technikum.
Tak nam mówił:
– Z Krzysiem często się spotykałem. Wpadał do mnie często na herbatę, na pogaduszki. Pan Włodzimierz mówił mi, że to takie fajne i dziwne, że jego syn tak do mnie lgnie mimo różnicy wieku. Dobiegałem wtedy do czterdziestki. W gruncie rzeczy z Krzysiem łączyło mnie zamiłowanie do broni, lubiliśmy strzelać. Jestem członkiem klubu sportowego. Krzyś strzelał tak bardziej rekreacyjnie. Pamiętam, że kiedyś jego tato zorganizował grilla na terenie obok zakładów mięsnych w Świerczynku. Miał tam coś w rodzaju strzelnicy, taki kulochwyt. I strzelaliśmy sobie do celu. Był Krzysio, Jacek Krupiński i zięć pana Włodzimierza, Lech Mikołajewski.
Wtedy liczył, że uda mu się oczyścić swoje dobre imię, a jednak trafił obecnie na ławę oskarżonych.
W akcie oskarżenia czytamy, że:
„W okresie od maja 2002 roku do listopada 2002 roku w Sierpcu, Płocku i innych miejscowościach województwa mazowieckiego, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, w krótkich odstępach czasu i w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, wspólnie i w porozumieniu z Eugeniuszem D.( ps. Gienek), prawomocnie skazanym wyrokiem Sądu Rejonowego w Sierpcu II Wydział Karny sygn. II K 872/07 z dnia 8 lipca 2009 I., wykorzystując położenie i stan emocjonalny Włodzimierza Olewnika oraz przekazując pokrzywdzonemu informacje, o których wiedział, że są nieprawdziwe, wywołał niego mylne wyobrażenie, że posiada wiedzę na temat uprowadzenia Krzysztofa Olewnika, miejsca i innych szczegółów dotyczących miejsca jego przetrzymywania, możliwości nawiązania z nim kontaktu, możliwości jego uwolnienia, doprowadzając w ten sposób Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem, a to pieniędzmi w łącznej kwocie 160 000 złotych stanowiącej wynagrodzenie za przekazywane informacje oraz podejmujạc opisane działania zmierzał bezpośrednio do tego aby Włodzimierz Olewnik rozporządził własnymi pieniędzmi w kwocie 15 000 dolarów USA, stanowiącej równowartość kwoty 58 200 złotych, lecz zamierzonego celu nie osiągnął albowiem pokrzywdzony zorientował się, że przekazywane informacje są nieprawdziwe.”
Prokuratura uważa, że należy również zwrócić „uwagę, iż w początkowym okresie, w którym miały miejsce spotkania pomiędzy Włodzimierzem Olewnikiem, Grzegorzem K. i Eugeniuszem D (pseudonim "Gienek")., Grzegorz K. pozostawał w kontaktach telefonicznych z Jackiem Krupińskim.
Ponadto, po uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika oraz we wcześniejszym okresie, Grzegorz K. miał kontakt z Wojciechem Kęsickim.”
Były szef komisariatu w Drobinie, potem przeniesiony do pracy w płockiej komendzie był przyjacielem domu Olewników, cieszył się ich szczególnymi względami. W okolicy nazywano Kęsickiego zaufanym policjantem Olewników. Bliskie relacje łączyły go zarówno z Włodzimierzem jak i z Krzysztofem. To on miał zapraszać policjantów w imieniu Wojciecha Olewnika na imprezę, po której doszło do zniknięcia Krzysztofa.
Czuję się jak zwierzyna, na którą od lat trwa nagonka
W 2009 roku Grzegorza K. zapytaliśmy z Piotrem Pytlakowskim: - Jak się czuje człowiek, którego media wymieniają w jednym szeregu z bandytami, którzy zabili Krzysztofa?
Odparł:
- Jak zwierzyna, na którą od lat trwa nagonka, aby weszła pod linie strzału. Przetracono mi życie, wszystko, co przez lata budowałem zawaliło się. Straciłem dobre imię, zdrowie, prace, która mnie pasjonowała. Moi najbliżsi od lat cierpią. Boli mnie, że rodzina Olewników oskarża mnie. Kiedyś powiedziałem panu Olewnikowi, że okaże się pewnego dnia, kto był prawdziwym przyjacielem. Jako jeden z nielicznych odpowiedziałem na apel zrozpaczonego ojca, choć inni odmówili. Chciałem pomóc i robiłem to najlepiej, jak potrafiłem. Sam przecież mam dzieci. Gdyby to pomogło Krzysiowi, to poszedłbym i do samego piekła. Choć wiele padło złych słów na mój temat, czekam ze spokojem na końcowy rezultat śledztwa, bo sumienie mam czyste.
Teraz musi czekać na wyrok sądu.