O krakowskiej grupie śledczej prowadzącej sprawę Iwony Wieczorek słyszę dużo dobrego, ale po latach będzie im trudno to wszystko poskładać w całość i wyjaśnić do końca sprawę. To, co robią, to i tak postęp. Były czasy, że biuro kryminalne w Komendzie Głównej Policji nie było zainteresowane sprawą. Kiedy teraz usłyszałem - przełom w sprawie. Zatrzymania. Buńczuczne wypowiedzi, pomyślałem, że to kolejny humbug. Iwona-Wieczorek-Latkowski-sopot.jpg

O krakowskiej grupie śledczej prowadzącej sprawę Iwony Wieczorek słyszę dużo dobrego, ale po latach będzie im trudno to wszystko poskładać w całość i wyjaśnić do końca sprawę. To, co robią, to i tak postęp. Były czasy, że biuro kryminalne w Komendzie Głównej Policji nie było zainteresowane sprawą. Kiedy teraz usłyszałem - przełom w sprawie. Zatrzymania. Buńczuczne wypowiedzi, pomyślałem, że to kolejny humbug. Osoba znająca sprawę od razu powiedziała, że aresztów nie będzie. Dlaczego podszedłem to tego "przełomu" sceptycznie, poniżej przytoczę fragment mojej książki "Układ Trójmiejski"

Przez lata wchodziłem w kulisy śledztwa w sprawie zaginionej Iwony Wieczorek. Poznawałem kolejne tropy, którymi idzie policja, by wyjaśnić, co się stało z dziewczyną. Dwadzieścia kilka tomów akt. Każdy tom liczy 200 stron, do tego bilingi, monitoring. Dwie osoby w policji na stałe przydzielone do tej historii. To wersja oficjalna. Wszyscy próbują odpowiedzieć na pytanie, co się stało z Iwoną Wieczorek. Dziewiętnastolatką, która wracając do domu w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku, rozpłynęła się w powietrzu między Sopotem a Gdańskiem.
Tak jak w głośnej sprawie Olewnika, w śledztwie Iwony także nic się nie działo jak powinno. Przez pierwszy tydzień sprawa Wieczorek leżała na półce w komendzie policji. A to pierwsze dni są najważniejsze. Nie zabezpieczono całego monitoringu z miejsc, gdzie mogła przebywać dziewczyna. Na przykład niektóre zapisy monitoringu ściągano dopiero sześć dni od zaginięcia. Psa z Grupy Ratownictwa Specjalnego PCK użyto jedenaście dni po zniknięciu dziewczyny. I to tylko do sprawdzenia okolic strumienia w parku Reagana, obok którego przechodziła Iwona Wieczorek.
Wiosną 2017 roku odbyłem rozmowę ze śledczym znającym kulisy tej sprawy. Mówił w sposób chłodny, analityczny. Ma dobrze wszystko przemyślane.
— Zrobiono błąd, skupiono się na człowieku, który idzie za Iwoną. Nikt nie pomyślał, by przyjrzeć się ludziom wracającym, idącym przed i za Iwoną. Można naliczyć, że w krótkim czasie było to około 20 osób. Nie ma możliwości, by coś się stało na tym równoległym do morza deptaku. Ktoś by zareagował na krzyk, szarpaninę. Nawet w tym czasie jechał radiowóz patrolowy. Za- nim doszła do parku Reagana, musiał ją minąć. Na pewno na tym odcinku nie mogło się nic wydarzyć. Jeżeli mogło się coś stać, to w alejkach biegnących przez park Reagana, do ulicy, przy której mieszkała.
— I nie zrobiono tego?
— Po latach uczynił to analityk kryminalny z Warszawy. Chwilami odnosiło się wrażenie, że robi się sprawę na wariata. Była pewna realizacja, zatrzymania. Ważna realizacja. Wybrano na nią fatalny moment, w czasie Euro 2012. A wiadomo, że w ta- kim czasie nie ma się tylu środków, ludzi. Ktoś nawet zaprotestował, powiedział, aby poczekać. Nie, zrobimy realizację, usłyszał. No i stało się, wszystkie środki poszły na mecz w Gdańsku. I jak doszło do przesłuchań... To przesłuchali tak nędznie, że się płakać chce. Nie było koordynacji w czasie przesłuchań, każdy przesłuchiwał po swojemu. Nie weryfikowano na bieżąco, co kto mówi w tym samym czasie.
— Podejrzewano chłopaka Iwony — rzuciłem.
— Którego? Tego prawdziwego? Bo tymczasowy chłopak Iwony nie ma z tym nic wspólnego.
— Prawdziwego? — Nie rozumiałem.
— Tak, bo prawdziwym był Piotrek [imię zmienione — przyp. aut.]. O tym później. Aby rozwikłać sprawę, należy cofnąć się o tydzień, a nie tylko skupiać na dniu jej zaginięcia.
— Dlaczego?
— Tę samą trasę Iwona zrobiła tydzień wcześniej. Tyle że wracała tą samą drogą z koleżanką. O tej samej porze i w tych samych okolicznościach. W czasie powrotu doszło do jakiegoś nieporozumienia, które Iwona opisywała, dzwoniąc do różnych osób, o 5 rano. Dzwoniła do różnych kolegów.
— O czym mówiła?
— Żaliła się, że została pobita w parku Reagana. Zadzwoniła między innymi do swojego byłego chłopaka, Piotrka. Chory związek. Oni byli strasznie zazdrośni o siebie. Bo ten, o którym mówiono, że jest chłopakiem Iwony, to był na przeczekanie. By pokazać Piotrkowi, zagrać na nosie. Ale oni cały czas byli ze sobą. Kłócili się non stop. I ona zadzwoniła wtedy też do Piotra. Kilka dni przed jej zaginięciem. Piotr został przesłuchany. Na pytanie, co mówiła Iwona, powiedział, że dzwoniła, skarżąc się, że jego koledzy ją pobili. Ochrzanił ją, niby po co się szlaja po nocy. Prowokuje sytuacje. Ale wróćmy do tej koleżanki. Tutaj Gdańsk dał ciała.
— Bo?
— Koleżanka ta jest pępkiem świata w całym otoczeniu Iwony i jej znajomych. Ona wszystkich zna. I ją wszyscy znają. I przez wiele lat Gdańsk nie zdołał jej przesłuchać i zapytać, co się wtedy wydarzyło.
— Niemożliwe.
— Wszystko jest u nas możliwe.
— Dlaczego to jest takie ważne?
— Bo Iwona szła tydzień później sama, tą samą drogą, i za-
ginęła, a Piotr mówi, że siedział przy drodze, przy której Iwona mogła przejść, i z kolegami pili piwo. Przypomnę, że wcześniej Iwona została pobita przez jego kolegów. Piotr od początku kłamał. Mówił wpierw, że o dwunastej poszli już do domu spać. Wymienił dwóch kolegów, ale zastrzegł, że mogło ich być więcej. Zataił ich po prostu. Piotr stwierdził, że wszyscy poszli spać. Dwaj wymienieni koledzy potwierdzają, że poszli spać. Kłamali. Zostali zbilingowani, zbeteesowani*.
— Iwona opuściła wcześniej towarzystwo, z którym się ba- wiła — wtrąciłem.
— Tak. Była wzburzona, powiedziała, że idzie na piechotę do domu.
— Co się wydarzyło?
— Jedna z jej koleżanek zadzwoniła, napisała esemesa do niej, że Piotrek bawi się z dziewczynami. Jej gul skoczył. O trzeciej w nocy postanowiła iść do domu.
— Co wynika z analizy BTS-ów i bilingów Piotra?
— Kłamał, nie poszedł spać o północy. W czasie przesłuchania powiedziano mu, że jest świadek, który widział go w restauracji, jak bawił się z dziewczynami. To była pierwsza w nocy. Zamurowało go. Odpowiedział, że być może tak było. Ale po- tem poszedł do domu. Problem tylko, że jego telefon loguje się przy parku Reagana jeszcze o 3.30. I przed czwartą. Kamera zarejestrowała ją w pobliżu tuż po czwartej. Piotr ewidentnie kłamał, nie przemieszczał się sam i nie robił tego na piechotę, bo w krótkim czasie jego telefon logował się w różnych miejscach. Pomiędzy poszczególnymi logowaniami była odległość czterech kilometrów. I działo się to w ciągu czterech minut. Dociśnięty przyznał, że mieli samochód. Piotr z kolegami zaprzestaje korespondencji, esemesów, połączeń, dopiero po dziewiątej rano.
— Dlaczego kłamał?
— Właśnie, co on robił wtedy z kumplami? On ma coś za uszami. Innych jak przesłuchiwano, to mieli luz. A Piotr cały czas był spięty. Hipoteza jest taka, że przesadzili, że było o jedno uderzenie za dużo. Dysponowali samochodem.
— Koleżankę przesłuchano wreszcie?
— Dopiero po pięciu latach chyba. Wielu świadków w sprawie Iwony przesłuchano za późno, to chore.
— Dlaczego to śledztwo tak wygląda? Czy nie jest tak, że Trójmiasto, zwłaszcza Sopot, to dziewczyny, alkohol, narkotyki, seks i biznesmeni, dobrze poustawiani ludzie, a śledztwo powinno iść szeroko i przypadkiem wyszłyby niecne sprawki mocnych, poukładanych ludzi? Nieważne, że nie mają nic wspólnego ze sprawą. Ale był wątek sopockiego biznesmena, który u siebie w domu organizuje swingerskie party.
— Ach, ten? Sprawdzony trop, nie ma nic wspólnego. Ale tej sprawy jest szkoda. Czasem może by ktoś huknął. Tak, jak w sprawie Krystka. Gdyby nie wy, dziennikarze, tej sprawy by nie było.
— Czy wie pan, że na biurku Iwony był tylko jeden zapisany na kartce telefon? Szefa ochrony Zatoki i Dream Clubu w Sopocie.
— Nie.
— To uchol policyjny. Kiedy zapytałem, dlaczego go nie przesłuchano, usłyszałem: Rozpytaliśmy go. I po sprawie.
— Powinno to być na papier, a nie gadka z ucholem. Przy takiej sprawie, dziwne.
— Jest nowy trop z 2015 roku. Komenda Główna Policji zrobiła analizę monitoringu i zwrócono uwagę na samochód, którym zbiera się śmieci. Tam wypatrzono w samochodzie wśród worków ze śmieciami ciało Iwony. Gdańskowi kazano zająć się tym wątkiem. Przyjechali z KGP, puścili film, zrobili stop-klatkę i powiedzieli: Tutaj leży Iwona. Ci z Gdańska nie widzą tego, co w Komendzie Głównej Policji.
— Znam ten film, także nie widziałem.
— Objęto ich techniką, ktoś z nich za granicą wtedy prze- bywał.
— To by oznaczało, że w sprawie pojawiłby się M. Nie wierzę, że miał z tym coś wspólnego. I co? Wprowadzał jeszcze kolejne osoby, które się upiją i wygadają, całe życie im płacić? Zdarzenie z Iwoną nie było zaplanowane. Kto mógł przewidzieć, że się pokłóci i wyjdzie nagle, i że pójdzie na piechotę. Sama. Zdarzenie to miało charakter spontaniczny. Jak słyszę, że sprawę robi supergrupa, specjalna, to śmieję się. A wie pan, jak to wygląda? Komendant wojewódzki daje rozkaz oddelegowania takich i takich ludzi. Ale czy najlepszych? Który komendant odda najlepszych ludzi na rok, dwa lata do jednej sprawy? Kto prowadził sprawę Papały? Zna pan ją na wylot. Jej szefowa to była najlepsza policjantka w kraju?
Zaśmialiśmy się razem. Po chwili rzekł:
— Gdańsk nigdy nie poradzi sobie z tą sprawą, ponieważ nie ma tam odpowiedniego zespołu. Nad sprawą „pracował” jeden młody policjant z małym doświadczeniem. Wcześniej, to jest w latach 2010–2015, nad sprawą pracowało dwóch poicjantów, którzy mieli jeszcze inne obowiązki. Najbardziej rozumiała sprawę Ewa Pachura, naczelnik wydziału, ale ona miała wszystkie sprawy na głowie. Na początku 2011 roku zlecono analitykowi kryminalnemu z KGP wykonanie analizy tej sprawy i tak przez kolejne pięć lat był konsultantem w tej sprawie dla KWP w Gdańsku. Tam jednak z wielkim oporem wykonywali jego sugestie i w sumie nie brano pod uwagę wniosków zawartych w analizach. Ostatecznie zabroniono mu zajmować się sprawą.
— Zabroniono? — nie wierzyłem w to, co usłyszałem.
— Niech publicznie pan zapyta: Dlaczego odsunięto od sprawy znanego analityka kryminalnego? Biuro kryminalne w Komendzie Głównej Policji nie jest i nie było zainteresowane tą sprawą. Przecież ich nadzorowanie jest obowiązkiem biura. Analityk usłyszał, żeby się nie wtrącał. Wysłał notatkę i raport. Przekazał sprawę, analizy, werbunkom, żeby przynajmniej oni się zajęli.

Poszukiwania ciała Iwony Wieczorek

Na początku września 2017 roku sprawa Iwony Wieczorek ponownie ożyła w mediach. Policja rozpoczęła poszukiwania ciała Iwony Wieczorek w parku Reagana w Gdańsku. To właśnie przez ten park miała wracać Iwona Wieczorek w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Skąd takie działania policji? Zapytałem o to nadkomisarz Joannę Kowalik-Kosińską, rzecznika prasowego KWP w Gdańsku, ta przesłała e-mailem wyjaśnienia:
Kolejna analiza kilkudziesięciu tomów akt dotyczących sprawy Iwony Wieczorek wskazała na potrzebę podjęcia ponownych czynności w miejscu, gdzie ostatni raz widziana była zaginiona. Będziemy sprawdzać kilkanaście hektarów parku im. R. Reagana przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu. Tego typu działania będą prowadzone przez kilka, kilkanaście najbliższych dni. Do tych zadań zostało zaangażowanych kilkudziesięciu policjantów. W trakcie przeczesywania wy- typowanego terenu używamy m.in. georadaru.
Co dalej w sprawie Iwony Wieczorek? Na to pytanie także uzyskałem odpowiedź od nadkom. Joanny Kowalik-Kosińskiej:
Cały czas wspólnie z Prokuraturą Okręgową w Gdańsku pracujemy nad sprawą zaginięcia Iwony Wieczorek. Bardzo szczegółowo analizujemy zebrany materiał i cały czas weryfikujemy wszystkie sygnały, które do nas trafiają. Koncentrujemy się na tym, co zostało już w sprawie zrobione, zebrany materiał pod każdym możliwym kątem jest analizowany, szukamy tam innych, nowych punktów zaczepienia. Pomimo dziesiątek ustaleń, przesłuchań, bilingów, przeszukań nadal nie ma przełomu w sprawie i pytanie, co się stało z tą młodą kobietą, pozostaje aktualne. Policjanci prowadzą zarówno czynności operacyjne, jak i procesowe; te drugie nadzorowane są przez prokuratora PO w Gdańsku.
Postanowiłem uzyskać więcej informacji, nie zadowalały mnie suche informacje rzecznika prasowego. Spotkałem się z jednym z policjantów z Gdańska. Ten sceptycznie patrzył na obecne działania.
— Kazali, to robią. Bo nic się nowego nie dzieje w sprawie. Kolejna analiza nic niewnosząca, którą trzeba wykonać. I jeszcze badany jest wątek Lamparta.
— Tego prywatnego biura detektywistycznego, o którym zrobiło się głośno przy śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie?
— Lampart ma całą siatkę powiązań. Na razie nic ciekawego nie wychodzi, ale sprawdzić trzeba. Przesłuchano ludzi z biura. W maju 2017 roku agencja detektywistyczna Lampart prze- kazała do Prokuratury Krajowej i Centralnego Biura Śledczego Policji materiały zebrane w związku ze śmiercią Magdaleny Żuk. Według nich za wyjazdem Magdy Żuk do Egiptu stała zorganizowana grupa przestępcza. Tygodnik „Do Rzeczy” informował
o zawartości raportu: wskazano na 72 osoby powiązane bezpośrednio i/lub pośrednio z uczestnictwem w zorganizowanej grupie przestępczej oraz śmiercią Magdaleny; 32 spółki powiązane ze strukturami biznesowymi grupy przestępczej; osoby, które brały udział w niejasnych okolicznościach śmierci Magdaleny w jednym ze szpitali; stronę internetową wraz z lokalizacją serwera, z której odbywa się zarządzanie zamówieniami dziewczyn, między innymi z Polski, a także graficzną siatkę powiązań struktur osobowych i biznesowych grupy przestępczej oraz powiązań ze sprawą śmierci i zaginięcia 2 innych kobiet.
Nurtowało mnie, dlaczego dopiero teraz takie a nie inne działania policji i prokuratury. Zapytałem wprost swego rozmówcę, nie ukrywając swoich wątpliwości:
— Skąd nagle pomysł na pokazanie po siedmiu latach na- grania z dyskoteki i myśl, że po takim czasie ktoś z bywalców przypomni sobie, co się wtedy tam działo? Skąd pomysł na pokazanie „Pana z ręcznikiem”, którego przez siedem lat nikt właściwie nie ścigał, podczas gdy mamy mataczących podczas przesłuchań kolegów, koleżanki oraz byłego chłopaka, Piotra?
— Ma pan rację, pokazuje to tylko chaos, jaki panuje w tym śledztwie. Wątek „Pana z ręcznikiem” — zaśmiał się i po chwili rzucił: — To co? Do tej pory jeszcze nie zauważyli, że ma tatuaż na lewym ramieniu na wysokości mięśnia triceps? Jak wykona się zwolnienie filmu do tempa po klatkowego, to w pewnym momencie — bardzo krótko — widać, że ma tatuaż. To jest dodatkowy element, który może przyczynić się, by go zidentyfikować.
Pokazałem swemu rozmówcy notatkę urzędową z sierpnia 2013 roku. Przejrzał ją i pokiwał z niedowierzaniem głową.
— I tego wtedy nie zrobili? Natychmiast powinno się opublikować wizerunki ludzi i poprosić o kontakt z policją. Wykonać wszystkie zalecenia, bo tylko kilka zrobili.

Książka dostępna tutaj >>>