Jak zastraszyć pozwami i załatwić dziennikarza w sądzie
Dziennikarz Sylwester Ruszkiewicz z „Wirtualnej Polski” podniósł zarzut, że unikam sądu. Odpowiedziałem: „Od pierwszych chwil, kiedy zacząłem pracować nad filmem »Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack«, towarzyszy mi zastraszanie prawnikami; doświadczam czegoś, o czym ostatnio »Gazeta Wyborcza« mówi wprost SLAPP. Do tego dochodzi zastraszanie moich rozmówców. O czym od dawna publicznie informuję i, ku mojemu zdziwieniu, Ciebie – dziennikarza – to nie interesuje. A firma, która uważa, że „nic nie musi”, i związane z nią osoby twierdzą, że mają parasol ochrony.
Ktoś bezkarność zapewnia, prawda? Ze smutkiem odbieram, że Ty i Twoja redakcja to czyni, liczba ataków z Waszej strony jest coraz większa”.
Dotyczy to tak samo filmu „Nic się nie stało” i jego drugiej części.
„Zapewniam także, że jeśli docierają do mnie prawidłowo dostarczone pozwy, to je odbieram” – dodałem. Postanowiłem jednak nie iść bezwolnie na rzeź. Wyciągnąłem wnioski z dotychczasowych doświadczeń. Prawo działa w dwie strony. Spotykają mnie takie zagrywki, o jakich opowiada prawnik w jednej ze spraw – adwokat Piotr Biernatowski. Rozumiem, że mam akceptować zagrywki adwokatów i wymiaru sprawiedliwości?
Zwróciłem uwagę na to, o czym ostatnio było głośno w mediach. „Jako dziennikarz powinieneś raczej protestować przeciwko zasypywaniu pozwami innego dziennikarza i redakcję; SLAPP. Zapraszam we wrześniu na jeden z procesów. Może wtedy zobaczysz, jak mnie próbowano kupować przy temacie »Zatoki Sztuki«, tej opisywanej w filmie »Nic się nie stało« i jak zareagowałem – nie dałem się skorumpować”.