Dziennikarze agenci, warszawska ośmiornica i pakt o nieagresji Czarneckiego z Abris. Zapiski z tygodnia
Z archiwum: Dziennikarze agenci służb to fakt (07-02-2007)
I wreszcie kawa na ławę. Wśród obecnych dziennikarzy są współpracownicy służb specjalnych. Koordynator ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna oświadczył w "Życiu Warszawy", że "wydaje w imieniu premiera zgodę na to, by służby mogły współpracować z określonym dziennikarzem. To są jednostkowe przypadki". W Radiu TOK FM wyjaśnił, że dziennikarze mogą uczynić „dla kraju wiele dobrego, biorąc pod uwagę interes państwa w zakresie bezpieczeństwa.”(… )"Mogą ostrzegać o grożącym niebezpieczeństwie w sytuacjach błahych z pozoru".
Kim są ci dziennikarze? Czy są to dziennikarze znani, czy szare redakcyjne myszki nie mające wpływu na to co znajdzie się w materiale dziennikarskim? Odpowiedź zbędna.
Pakt o nieagresji Czarneckiego z Abris
3 listopada 2022, czwartek
Dziwne, że prokuratura ściga tylko Leszka Czarneckiego – jeśli możemy nazwać to sciąganiem, a nie zabawą w „gonieniem króliczka” – a nie rusza funduszu Abris, który de facto powinien oddać pieniądze obligatariuszom GetBacku.
Jeżeli Czarnecki działał na szkodę Idea Banku i położył go jako akcjonariusz, to dużo bardziej na szkodę spółki działał Abris, i to jego działalność doprowadziła do niewypłacalności GetBacku i szkody obligatariuszy, a nie działanie Czarneckiego.
– To nie były obligacje Idea Banku tylko GetBacku i to nie Czarnecki nie dołożył kapitału do GetBacku, tylko Abris – słyszę od finansisty znającego temat. – Akcjonariusze GetBacku, czyli Abris, emitowali niespłacone obligacje, to oni na radach nadzorczych zatwierdzali emisje tych obligacji.
Inna sprawa, dlaczego Leszek Czarnecki nie złożył doniesienia na Abris, że ten wcisnął mu lewe obligacje i położył bank? Krótko mówiąc, obie strony – Czarnecki i Abris – w coś grają i omijają się łukiem, nie roszcząc nic od siebie; doniesienia kierują na innych.
Jak Leszek Czarnecki robi interesy
4 listopada 2022, piątek
Niektórzy obligatariusze, którzy nabyli obligacje GetBacku za pośrednictwem Idea Banku SA, zareagowali z optymizmem na wieść o pozwie syndyka Idea Banku przeciwko LC Corp BV – holenderskiemu podmiotowi Leszka Czarneckiego, któremu 21 października 2022 r. sąd nadał bieg i udzielił zabezpieczenia na akcjach Idea Getin Leasing (IGL).
Roszczenie syndyka dotyczy wszystkich 50,01% akcji będących w posiadaniu holenderskiego LC Corp BV (pozostałe 49,99% posiada upadły Idea Bank), zaś spór opiewa na kwotę 0,5 mld zł.
W ostatnich „Zapiskach tygodnia” obiecałem czytelnikom opowiedzieć ciekawą historią, jak Leszek Czarnecki wszedł w pakiet 50,01% wspomnianej spółki leasingowej. Wkrótce opublikuje artykuł o tej sprawie.
Gry służb w sprawie GetBack
5 listopada 2022, sobota
Przez długi czas próbuję się skontaktować ze wspólpracownikiem CBA, Radosławem K. Nie jest to łatwe. Wreszcie dochodzi do spotkania. Na miejscu zastaję go z jeszcze jedną osobą.
– A kim jest ten pan? – zapytałem go.
– Kolega, który materiały woził z GetBacku do prokuratury, kiedy byłem zatrzymany przez CBA – wyjaśnił.
Siadamy przy stoliku w pustej sali, która potem szybko się zapełnia uważnie nas obserwującymi ludźmi.
Radosław K. wyjaśnia, dlaczego chciał się spotkać:
– Żeby pan ziarenko prawdy opisał, co jest w tym wszystkim, w prokuraturze, bo widzę, że pan bardzo mało wie. Jest dużo materiałów w aktach tajnych, o których pan nie wie. Żebyśmy tylko jedno mieli ustalone: nigdy w życiu nie handlowałem żadnymi nagraniami i nie mam zamiaru.
Radosław K. nawiązuje do mojego wpisu na blogu o handlowaniu nagraniami z afery GetBack. Jeden z PR-owców opowiedział mi, jak przyszli do niego i zaproponowali, żeby odkupił nagrania, na których go zarejestrowano. Nie wierzył. Odtworzyli mu. Stwierdził, że nie ulegnie szantażowi, i odmówił wykupienia taśm. Odprawił ich z kwitkiem.
– Mam 150 kopii tych nagrań, a oryginały leżą w prokuraturze. Chciałem się spotkać, bo mi zależy na wyjaśnieniu afery GetBack, tak jak i panu – oświadczył Radosław K.
– A to ciekawe – odparłem ironicznie.
– Ano ciekawe, bo widzi pan, mało pan wie, naprawdę mało, a jak by pan coś sprawdził, to może by panu dopiero troszeczkę włosy dęba stanęły. Bardzo wielu osobom zależało na tym, żeby te sprawy nie wyszły na jaw. A ja bym chciał, żeby wyszły, bo położyłbym system, rozumie pan?
– Na razie nikomu nie zależy na tym, żeby coś wyszło – rzucam prowokacyjnie.
– No, nie zależy, bo skoro mnie kierują na badania psychiatryczne teraz, po trzech latach, to gdzie oni byli wcześniej? Sam dla siebie robiłem GetBack? Nie zna pan całej prawdy. A ja wiem najlepiej, co się działo.
– Dobrze, to niech pan powie, co się wydarzyło.
Radosław K. jest podenerwowany, ale nie wygląda na osobę niezrównoważoną. Najwyraźniej czuje się naciskany przez każdą ze stron: służby, prokuraturę, znajomych, partnerów biznesowych i dziennikarzy. Wyrzuca z siebie:
– Co się stało? Zostały wyprowadzone pieniądze. W bardzo dużej ilości, w bardzo dużych kwotach, ponad trzy miliardy, jeśli się nie mylę. Kolega wywoził nagrania, jak byłem w areszcie. W nagraniu… Sfabrykowano nagrania, cięte były i głosy były wycinane.
– Przez kogo? – Od kolejnej osoby słyszę, że stenogramy nagrań dołączonych jako materiał dowodowy w sprawie GetBacku są zmanipulowane.
– Bo ja wiem? Zajmowały się tym służby wewnętrzne. Wiele materiałów leży dotyczących mojej współpracy. Wypierają się teraz wszystkiego. Po kolei, że od 18 stycznia organy były poinformowane przeze mnie, co się dzieje w GetBecku. Czyli swoje rozmowy, z Konradem Kąkolewskim. Oni cięli swoje nagrania, wycinali swoje głosy. To jest cyrk. Mam oryginalne nagrania, mam kopie, wszystko.
– To czemu pan tego nie ujawni?
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Bo mnie utłuką, nie wiem, czy jeszcze pożyję.
– Kto pana utłucze?
– Koledzy.
W trakcie naszej rozmowy jego znajomy milczy. Pilnuje tylko, by była zarejestrowana. Skora ja nie ukrywam nagrywania, oni także nie muszą. Kolega towarzyszący Radosławowi K. jakoś dziwnie zniknął w drugim akcie oskarżenia, ze stycznia 2022 r., w którym postawiono zarzuty m.in. Radosławowi K. Prokuratura i służby go przegapiły? Czy świadomie ukryły?
Radosław K. mówi:
– Proszę pana, to ja poinformowałem służby. Wiedzieli, co się dzieje, wszyscy wiedzieli. Od stycznia do czerwca wypłynęły... A potem ja zostaję kozłem ofiarnym i ląduję w więzieniu? A od początku do końca wszystkich w śledztwie informuję, co się dzieje. W środku w GetBacku. I jeszcze, mało tego, kasują rozmowy funkcjonariusza CBA z Kąkolewskim, a ja dostaję zarzuty powoływania się na wpływy. Jakie powoływanie się na wpływy, kiedy ja kontaktuję figuranta [Konrada Kąkolewskiego – przyp. aut.] z CBA? Mówię, że papiery są niszczone, że na wszystko daję materiały.
– To dlaczego pan nie chce tego powiedzieć?
– Chcę jeszcze pożyć, rozumie pan? W prokuraturze leży wszystko. Co z tym zrobili? Komu postawili zarzuty i komu nie postawili? Dajmy więc spokój temu cyrkowi.
Fragment książki „Wszystkie chwyty dozwolone. Afera GetBack”. Książkę i ebook zamówisz tutaj: https://latkowski.com/sklep
Kto pamięta śledztwo w sprawie warszawskiej ośmiornicy? (Z archiwum bloga, 10-02-2007)
Czy coś się w mechanizmach pracy służb i prokuratury zmieniło? Powrócę do roku 2007. Pamiętacie jeszcze śledctwo dotyczące ośmiornicy warszawskiej”?
W lutym 2007 roku pisałem:
Trwają spekulacje na temat kulis dymisji Ludwika Dorna. Dzisiejsza Rzeczpospolita w tekście „Dymisja z podejrzeniami w tle” poruszyła temat konfliktu wokół CBŚ pomiędzy byłym szefem MSWiA a ministrem sprawiedliwości i prokuratorem krajowym. Warto do dzisiejszych doniesień Rzeczpospolitej dorzucić kamyczek.
O tym konflikcie dowiedziałem się w lipcu 2006 roku przy pracy nad programem „Konfrontacja” o ośmiornicy warszawskiej. Pod pojęciem ośmiornicy warszawskiej należy rozumieć łączące się ze sobą sprawy tzw. układu warszawskiego, samorządu i korupcji w ministerstwie finansów. Odcinek ten został wyemitowany 20 lipca ubiegłego roku. Rzeczywiście szefa warszawskiego CBŚ Jarosława Marca przed egzekucją miał uchronić Janusz Kaczmarek. Zdumiewające w świetle dzisiejszego artykułu w „Rzeczpospolitej” jest to, że od ośmiu miesięcy trwał stan zawieszenia w tej sprawie.
Przypomnę to, co w programie Konfrontacja i artykule zamieszczonym w lipcowej „Polityce” powiedzieliśmy wraz z Piotrem Pytlakowskim o sprawie Jarosława Marca:
„Do aresztu, w którym przebywa Adam Ch. dochodzą niepokojące dla niego wieści. Zapewne wie już o fragmencie zeznań Tyszkiewicza, które dotyczą jego wizyty u Sekuły. Wie też, że od wiosny naczelnikiem warszawskiego zarządu CBŚ został Jarosław Marzec, poprzednio naczelnik zarządu gdańskiego. Adam Ch. ma powody, aby obawiać się Marca, który tropił jego przestępstwa jeszcze w Trójmieście. Do kilku stołecznych dziennikarzy trafiły niedawno materiały, które mają Marca skompromitować. Dotyczą jego przeszłości, konfliktu rodzinnego jeszcze z czasów, kiedy był szefem CBŚ w Gdańsku. Według naszych informacji Adam Ch. byłby skłonny sporo zapłacić za unieszkodliwienie szefa warszawskiego CBŚ. Jarosław Marzec: - Zdecydowanie odmawiam komentarza.
Marzec ma groźną wiedzę nie tylko o powiązaniach Adama Ch. Do stolicy przyszedł niedawno, nie zna ludzi, nie wiążą go żadne zobowiązania z tzw. warszawką, ani towarzyskie, ani polityczne. Po prostu gliniarz, który robi swoje. Powołał zespół złożony z 24 zaufanych oficerów CBŚ – niektórych specjalnie ściągnął z terenu. Najpierw przejrzeli stare sprawy, te którym grozi przedawnienie. Okazało się, że prowadzone osobno, rozczłonkowane, rozmywały się. Ale zblokowanie ich i poddanie gruntownej analizie ujawniło zadziwiające zbieżności. Podobne mechanizmy, powtarzające się nazwiska i miejsca. Analitycy policyjni rozrysowali siatkę kryminalnych powiązań. Idealnie wpisała się w plan warszawskich inwestycji, pokryła z decyzjami urzędników samorządowych, przenikła do ministerstw.”
Należy wprost powiedzieć, że z policji, Centralnego Biura Śledczego przeciekało o toczącym się śledztwie do osób żywo zainteresowanych jego wynikami. Ucieczka z kraju byłego senatora Henryka Stokłosy w świetle tych faktów nie powinna dziwić.
W czasie pracy nad programem Konfrontacja o wspomnianej już ośmiornicy warszawskiej dotarliśmy z Piotrem Pytlakowskim do listu, w którym policjanci skarżyli się, że ścigane przez nie osoby wiedziały o podejmowanych przez śledczych krokach. Podważało to sens ich działań. Sugerowano wprost, że za tymi przeciekami stoją ich szefowie. List podpisany imiennie przez policjantów trafił do prokuratury.
Zajęliśmy się też sprawą dziwnego zniknięcia ze stanowiska byłego zastępcy komendanta stołecznego policji.
„Stare sprawy odżywają. To sygnał ostrzegawczy dla osób, które mają coś na sumieniu. Na wysokich szczeblach w CBŚ, KSP i KGP trwają ożywione ruchy kadrowe. Jednych odwołują przełożeni, inni sami składają dymisje. Po cichu zniknął jeden z wicekomendantów stołecznej policji. – Został odwołany bez podania przyczyn – informuje rzecznik KSP Mariusz Sokołowski. Od dawna przebąkiwano o nieformalnych związkach tego wicekomendanta, a wcześniej szefa m. in. wolskiej komendy, z pewnym warszawskim centrum handlu meblami. Na terenie tego kompleksu ma siedzibę wiele firm. Niektóre z nich od lat są podejrzewane o udział w nielegalnym obrocie paliwami. Dotychczas policja omijała je szerokim łukiem. Według policjantów, centrum meblowe było pod ochroną nie tylko wspomnianego wicekomendanta stołecznego, ale i wysokich oficerów z warszawskiego CBŚ.”
Czy wątek udziału policjantów w ośmiornicy warszawskiej został wyjaśniony? Czy trwający układ w policji mógł pozwolić na to, by prokuratora poszła do przodu ze śledztwem? W lipcu stan śledztwa nie napawał optymizmem. Śledztwo straciło impet. Nie miało już dawnego tempa.
Nasze z Piotrem Pytlakowskim ustalenia zakończyliśmy słowami, które nadal wydają się być aktualne:
„Dopóki zarzuty stawiano gangsterom i urzędnikom wszystko toczyło się sprawnie. Ale kiedy trzeba zapukać do drzwi polityków z wyższych półek, śledczy włączyli hamulce. Gdyby chodziło wyłącznie o działaczy SLD czy byłych członków PO, nie byłoby wahań, ale w warszawskiej ośmiornicy (rezerwujemy tę nazwę zarówno dla afery w MF, jak i dla samorządowego tzw. układu warszawskiego) podziały polityczne nie istniały. Liczyła się wyłącznie kasa, a wyciągały po nią dłonie i lewica, i centrum, i prawica. To niezły egzamin dla polityków PiS i prokuratury. Ujawniać całą prawdę, czy tylko tyle ile nam pasuje?”
Pamięć policyjnego konfidenta
Na koniec anegdota:
Odsłuchuję nagrania z jednym z ważniejszych świadków tzw. ośmiornicy warszawskiej.
- Oni brali nieruchomość, kupowali ja za 500 tys. i odsprzedawali za milion.
- Czy może pan podać jakieś przykład nieruchomości? – pytam.
- Nie pamiętam dokładnie. Nie wiedziałem wtedy, że będę dzisiaj konfidentem.