Ten tekst napisałem w 2002 roku dla miesięcznika „Dialog”. Czy stracił na aktualności? graffiti-mur2-blokersi-hip-hop-latkowski (1).jpg

 

1. 

Blokersi to ikona. To szufladka, do której każdy pakuje to, co mu akurat pasuje do jakiejś tezy. W ten sposób doszliśmy do paranoicznej sytuacji, bo przez słowo „blokersi” każdy rozumie coś innego. Wzbudza jednak ono na pewno więcej odczuć negatywnych niż pozytywnych. Dla przeciętnego odbiorcy, dla dorosłego człowieka „blokersi” to najgorszy rodzaj młodych ludzi. Nie rozumie on tej kultury, więcej – nie uznaje jej w ogóle, wyśmiewa, tak jak choćby kulturę hip-hopu. Graffiti według niego to skandaliczne bazgroły małolatów. Dorośli odrzucają młodych, ich kulturę. Odrzucają, bo się boją, a boją się, bo nie rozumieją. Dla specjalistów od młodzieży, tak chętnie zapraszanych do programów społeczno-publicystycznych, piszących kolejne eseje i artykuły to jest margines, patologia! Lubują się w analizie tego marginesu, nie widząc dla blokersów szans na zmiany. Innych propozycji dla młodzieży nie mają.

Jak można nazwać dziecko śmieciem? A przecie funkcjonuje pojęcie „dzieci-śmieci”. 

2. 

W czasie kręcenia „Blokersów” w Poznaniu, na Jeżycach, nie widziałem nikogo ze specjalistów od młodzieży: psychologów, kuratorów, terapeutów, pedagogów. Nie widziałem w ogóle nikogo, poza wkurzonymi na świat młodymi ludźmi. Od czasu do czasu pojawia się tam policja, ale ta nie rości sobie praw do naprawiania świata, lecz raczej do „wyrywania chwastów”. A kiedy pojawia się policja, oznacza to tylko jedno – nieszczęście. Policjant oznacza dla nich poprawczak, areszt, więzienie, a nie oddziaływanie prewencyjne czy mediacje. A poprawczak, areszt, więzienie nie oznaczają resocjalizacji, lecz wręcz odwrotnie – kolejny stopień zdeprawowania. To miejsca, z których wychodzi się już tylko gorszym. 

3. 

Szkołę znam od wewnątrz, pracowałem jako nauczyciel. I się wstydziłem. Wstydziłem się pokoju nauczycielskiego, rad pedagogicznych. Większość nauczycieli bierze szkołę na przeczekanie. Większość z nich jest w tym zawodzie, bo gdzie indziej nie daliby sobie rady. Tak, widziałem wyjątki. Istnieją fanatycy pracy z młodzieżą, w pozytywnym tego słowa sensie. Ale jest ich zbyt mało, by próbować coś zmienić. A z młodzieżą trzeba pracować na całość, a nie stawiać znaki zakazu i nasyłać policję. 

4. 

Na poznańskim osiedlu widziałem tablicę zakazującą wszelkich zabaw na jedynym wolnym placu na tym osiedlu. Widziałem bloczki betonowe tak ustawione, żeby młodzież nie mogła jeździć na łyżworolkach. 

5. 

Kiedyś widziałem, jak na placu asfaltowym za pieniądze jakiejś fundacji zrobiono boisko. Co tam się działo! Przyjechała telewizja, zorganizowano festyn. Pytałem siebie, o co w tym wszystkim chodzi? Postawienie czterech koszy to wydarzenie medialne!? W pobliskiej szkole w czasie wakacji demontuje się bramki, żeby dzieci nie mogły grać w piłkę nożną. 

6. 

Czasem ktoś z młodych ludzi znajdzie się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Przypadek. Pech. Kiedy coś się stanie i dojdzie do konfrontacji, to i tak nikt nie uwierzy młodemu człowiekowi. Jego słowo przeciw słowu dorosłego obywatela, strażnika miejskiego, SOK-isty czy policjanta nie jest zbyt wiele warte. Komu daje się wiarę? Na pewno nie nastolatkowi, który jest z „takiej” ulicy czy „takiej” dzielnicy. 

7. 

Media. Ta ich chora z założenia kampania na rzecz zagrożenia młodą przestępczością i obniżenia granicy wieku, poza którą idzie się do więzienia, ma przynieść coś dobrego? Co takiego? Kogo ma zmienić? Jakie daje szanse siedmiolatkowi, który nie wybierał, że się urodzi w takiej a nie innej rodzinie, mieszka w takiej a nie innej kamienicy, na takiej a nie innej ulicy? Jedyne, co ta kampania przynosi, to niechęć do młodych i jeszcze większe niezrozumienie ich zachowań, kultury, sposobu patrzenia na życie. 

8. 

Nie jestem zwolennikiem idealistycznego podejścia do młodego człowieka. Twierdzę, że są w Polsce ludzie skazani na błądzenie czy wręcz przejście drogi przestępczej przez sam fakt życia w takim, a nie innym miejscu. 

9. 

Patrząc na nich, zrozumiałem pojęcie stygmatyzacji. Spotkani przeze mnie młodzi ludzie mówili, że wystarczy, iż raz popełnisz jakiś błąd, w coś się wplączesz, a już jesteś przekreślony. Wpadasz w zamknięty krąg, nie masz dokąd uciec, wracasz w te same miejsca. A najgorsze to, że wracasz już z piętnem kryminalisty. 

10. 

Powstają kwartały ziemi niczyjej, stare kamienice, blokowiska. Każdy z młodych ludzi z warszawskiego osiedla Brudno mówił, że chce stąd uciec, zamieszkać gdzie indziej. Z dwunastu osób, z którymi rozmawiałem, tylko jeden miał pracę. A z czego się utrzymują? Pytanie retoryczne. „Każdy z nas tu żyje nielegalnie” – usłyszałem. Mają różne problemy. Część z tych młodych ludzi utrzymuje bezrobotnych rodziców, matka nie pyta więc nawet, skąd chłopak ma markowy ciuch czy dobry sprzęt muzyczny. Kilka tygodni po zdjęciach w Poznaniu, na Jeżycach, bohaterowie „Blokersów” spod swojej klatki trafili do więzienia. Co do jednego. Na wolności zostali ci, którzy przyprowadzili mnie do nich – Peja i jego kolega Wiśnia. Dla wielu ci dwaj też są problemem, ponieważ reprezentują kulturę wyklętą, kulturę blokowisk – hip-hop – i według niektórych powinni także pójść siedzieć. 

11. 

Tymczasem media wyśmiewają, szanowane tygodniki szydzą. Kpina i lekceważenie mocniej dotyka niż głosy potępienia. Ludwik Stomma w „Polityce” nazywa rap gównem. Dyskredytowanie kultury młodych, stawianie znaku równości między nią a patologią doprowadza do wcale nierzadkich sytuacji, gdy zatrzymuje się młodych ludzi za strój, za noszenie spodni szerokich w kroku. 

12. 

Przesłanie ich kultury? Nie ma specjalnego przesłania. To są głosy ludzi wkurzonych. W ich tekstach słychać irytację, Chcą ją wykrzyczeć. Tylko tyle albo aż tyle. To jest kultura młodych dla młodych. Oni są lub czują się nielegalni, ich muzyka przez długi okres rozwijała się jako nielegalna, a na pewno odrzucana była przez większość mediów. W przeszłości długo mieli wyłącznie własny rynek płyt i kaset, tak zwanych nielegali, własny krąg odbiorców. 

13. 

Ważniejsze od przesłania jest coś innego, ta kultura dowartościowuje odrzuconych, zepchniętych na margines młodych ludzi. Skoro nikt nie chce młodego chłopaka dowartościować, to niech to zrobi chociaż kolega. Dla każdego ogromnie ważne są nawet drobne przejawy akceptacji. Wystarczy, że na klatce schodowej, gdzieś na tym placu zabaw, gdzie nie wolno się bawić, powiedzą: „O! dobrze zarymowałeś, świetne bity podałeś, dobrze skreczujesz, wykonujesz znakomite figury w breaku”. I już jest lepiej, choć wokół ta sama szara płyta, ta sama opuszczona klatka schodowa, podwórko, placyk. 

Młody człowiek potrzebuje przede wszystkim akceptacji. Nie akceptacji w sensie ogólnym, tylko akceptacji dla tego, co robi. A jest tak, że na przykład w domu jest akceptowany, ale na takich zasadach, na jakie on się nie godzi. To też jest ważne. Mówią mu: ty jesteś w porządku, ale to, jak wyglądasz, jak mówisz, rymujesz, czego słuchasz – to już nie jest w porządku. Przecież tego nie da się rozdzielić. Są młodzi ludzie, którzy nie czytają książek, tylko wyłącznie rymują! Słuchają kompletnie niezrozumiałej dla dorosłych muzyki. Nie chcą chodzić w garniturkach, tylko w szerokich spodniach i nie trzeba się na nich za to obrażać. 

14. 

Peja to chłopak, którego ojciec po śmierci matki się rozpił. Doszło do sytuacji, że Peja zaczął pić z własnym ojcem. Jego koledzy myśleli, że to jego starszy kumpel. Peja, tak jak jego inni sąsiedzi, szybko wpadł w konflikt z prawem. Wyroki, grzywny to codzienność jego młodości i okresu wkraczania w dorosłość. I może tkwiłby tam, gdzie jego koledzy spod bramy kamienicy, gdyby nie hip-hop. Kultura, która nie kojarzy się z niczym pozytywnym przeciętnemu odbiorcy telenoweli „Klan”. Peja rymuje, w zwykłym pececie składa bity i w domowym studio tworzy muzykę. Tworzy ją wbrew specjalistom od młodzieży, nauczycielom, kuratorom, policjantom, prokuratorom i sędziom. To tylko dzięki niej staje się kimś innym, kimś lepszym, a nie dzięki wsparciu ludzi dorosłych. Peja nagrał ostatnio płytę „Na legalu?”, która przez wiele tygodni gościła na listach przebojów. 

 

Warszawa, Ursynów, 22 kwietnia 2002